Już nie jestem na ciebie zła
No dobra, czasami jestem...
Nie myślę o tobie źle
No dobra, czasami myślę...
To zależy od dnia
Od rozmiarów całej mojej bezwartościowej furii
A ja
Ja już nie jestem na ciebie zła
No dobra, czasami jestem...
Nie myślę o tobie źle
No dobra, czasami myślę...
To zależy od dnia
Od rozmiarów całej mojej bezwartościowej furii
A ja
Ja już nie jestem na ciebie zła
Lena już od dobrego miesiąca przebywała w rodzinnej Częstochowie, spędzając świetnie czas z rodzicami, Mikołajem i Ingrid. Zupełnie przez nieobecność w domu zapomniała, jakie męczące potrafią być kłótnie z Mikołajem. Mimo to kochała go, był jej jedynym bratem i jedną z najbliższych osób. Wraz ze swoją przyjaciółką , oczywiście po jej pracy, chodziła na zakupy, do kawiarni, zwykłe spacery oraz odpoczywała w swoim pokoju. Przez to, jakie wsparcie dawała jej blondynka, Lena prawie całkiem zapomniała o Arturze i Mateuszu. Czasami przyłapywała się na tym, że trzymała w ręce telefon i już chciała wybrać numer Mateusza, dowiedzieć się od niego co u Artura, usłyszeć jego wspaniały głos, śmiech, jego żarty. Po prostu za nimi tęskniła. Ale nie mogła tego zrobić. Obiecała sobie, że kompletnie odetnie się od spraw, które wydarzyły się w Kędzierzynie, a co za tym szło, musiała odciąć się od starych już przyjaciół.
Brunetka ubrała swój ulubiony podkoszulek, zarzuciła na niego szary sweterek. Na jej udach widniały starte jeansowe spodenki a na stopach adidasy. Poszła pobiegać.
Po drodze postanowiła zahaczyć o restaurację, w której pracowała jej najlepsza przyjaciółka. Weszła do środka i od razu poczuła zapach wyśmienitego jedzenia. Usiadła przy jednym stolików i czekała aż przy niej pojawi się Ingrid. Jednak to nie dochodziło do skutku, natomiast obsłużył ją inny kelner.
Lena zaczęła zastanawiać się, gdzie jest jej przyjaciółka, ponieważ nawet gdy dostała swoje danie, po Ingrid nie było ani śladu. Telefonów również nie odbierała.
Blondynka siedziała na swoim łóżku z podkulonymi nogami i wsłuchiwała się w ciszę. Kiedy do miasta wróciła Lena groźby, które dostawała od Kajtka ustały, ale niestety przed tygodniem ponownie dostała od niego przykrego smsa, tym razem dotyczył on Bruna. Ingrid bała się nie tylko o swoje życie, ale także kelnera, więc kiedy napisała do niego krótka wiadomość, by do niej przyszedł, wyłączyła urządzenie i zaczęła czekać. Nie minęło piętnaście minut, a rozległ się głośny dzwonek do drzwi. Oczywiście był to Bruno.
Wszedł bez słowa do mieszkania, kiedy Ingrid mu otworzyła. Usiadł w kuchni na krześle i swój wzrok zawiesił na blondynce, która ułożyła w głowie tekst, który od razu powie Brunowi. Niestety, kiedy tylko przekroczył próg mieszkania, blondynka całkowicie go zapomniała.
- Musimy porozmawiać, Bruno - powiedziała. Oczywiście, że muszą, inaczej by go tu nie sprowadzała.
Oczy mężczyzny zaświeciły się na moment, kiedy złapał z nią kontakt wzrokowy, ale Ingrid szybko spuściła oczy.
- Słucham - powiedział cicho, wciąż na nią patrząc.
- Chciałabym bardzo przeprosić cię za moje wcześniejsze zachowanie. Nie powinnam bawić się twoimi uczuciami i najpierw dawać ci nadzieję, a potem wysyłać - urwała, bo przypomniała sobie jak to Kajtek, nie ona, wysłał tego głupiego smsa. - Nie powinieneś dostać tej wiadomości, a na pewno nie z mojego numeru.
Bruno chłonął każde jej słowo, ale widać było, że nie za bardzo wie o czym ona do niego mówi. Owszem, pamiętał ten sms i to bardzo dobrze, ale dlaczego nie powinien dostać go z jej numeru?
Zauważył, że z Ingrid jest coś nie tak i ogromnie się o nią martwił. Na początku nie chciał przyznać się przed samym sobą, ale tak - poczuł coś do niej i nie chciał tak łatwo się poddawać.
- Wiem, że to co powiem, może wydać się idiotyczne - ponownie zaczęła. Wraz z wypowiadanymi słowami czuła, jak z jej serca spada ogromny kamień. - Ktoś, kto jest bardzo niebezpieczny mnie szantażuje. To on wysłał tą wiadomość.
Teraz Bruno nie rozumiał nic. Wyraz jego twarzy też to mówił, więc Ingrid westchnęła ciężko.
- Jak to cię szantażuje? - Bruno odezwał się wreszcie. Wstał i jego twarz pojawiła się zaraz przy twarzy Ingrid. Ona niespodziewanie wtuliła się w jego ciało i rozpłakała. - Boże, co się dzieje?
Bruno objął ją i jak najmocniej przycisnął ją do swojego ciała. A Ingrid poczuła się bezpieczniej niż do tej pory.
Ale musiała powiedzieć mu całą historię, od początku do końca. Bała się, że Bruno ucieknie a ona znów zostanie sama jak palec. Mimo tego odkleiła się od niego. Mężczyzna od razu spojrzał na nią z troską.
Ingrid rozkazała mu by usiadł na swoje wcześniejsze miejsce, a ona usiadła na krzesełku obok. Od razu spojrzała na jego twarz, która nadal wyrażała czystą troskę.
- Kiedy Lenka wyjechała do Kędzierzyna czułam się źle i nie mogłam znaleźć dla siebie miejsca. Stwierdziłam, że dobrze byłoby wyjść gdzieś na miasto lub do klubu i tak zrobiłam. Spotkałam tam brata mojego zmarłego przyjaciela. - Na samo wspomnienie o tym bydlaku wzdrygnęła się. Bruno to zauważył i szybko złapał ją za dłoń, dodając jej tym samym otuchy. - Chwilę porozmawiałam z Kajtkiem a gdy źle się poczułam wyprowadził mnie z lokalu i... reszty nie pamiętam. Dopiero rano powiedział mi, że mnie zgwałcił, a swojego brata zabił... - Nie zwracając na bladą twarz Bruna, kontynuowała. - Teraz mnie szantażuje, bo ma nagranie z tamtej nocy. Dlatego boję się nawet wychodzić z domu, a na dźwięk dzwonka do drzwi włosy jeżą mi się na szyi. To on napisał tego smsa z mojej komórki, nawet nie wiem po co. On chyba chce, żebym załamała się psychicznie...
Głos jej zadrżał, więc Bruno ponownie przytulił Ingrid. Podziwiał ją, że wszystko mu wyjawiła, ale był również wściekły, że zrobiła to tak późno. Ponad dwa miesiące męczyła się z psychopatą, który nachodził ją i nękał. Musiał coś z tym zrobić i to szybko.
- Podaj mi adres tego drania - powiedział w jej włosy. Pachniały jabłkami i od tego zapachu aż zakręciło mu się w głowie.
Ingrid spojrzała na niego zdziwiona i dopiero po chwili zrozumiała, co mężczyzna chce zrobić. Gwałtownie pokręciła głową.
- Nie, Bruno. Nie pójdziesz tam. On jest niebezpieczny.
- Ten gnojek musi wiedzieć, że tak się nie robi. Poza tym już dzwonię na policję.
Ingrid jeszcze przez chwilę patrzyła mu w oczy błagalnym wzrokiem, lecz on pozostawał nieugięty. Kobieta miała złe przeczucia, bo przecież Kajetan już groził, że Brunowi może stać się krzywda.
Bruno wstał z miejsca.
- Zaczekaj - zawołała za nim. On zatrzymał się w połowie drogi i kiedy Ingrid do niego podeszła, pocałowała go. - Uważaj na siebie.
W nadziei, że Artur już dawno śpi, Mateusz wszedł cicho do mieszkania i równie cicho zamknął za sobą drzwi. Wszystko, nad czym do tej pory pracowali - zespół i ich długoletnia przyjaźń - zaczęło się rozsypywać. Artur stracił jakiekolwiek chęci do życia. Nie pojawiał się na próbach, nie chodził już na dworzec kolejowy i, co najgorsze, rzadko wychodził z pokoju. Mateusz, jako dobry przyjaciel, chciał, żeby brunet wreszcie stanął na nogi, lecz żadne jego wspierające gadki nie trafiały do Artura, a wręcz przeciwnie, jeszcze go podjudzały. Stawał się coraz bardziej agresywny, nawet do tego stopnia, że o mało co nie pobił swojego najlepszego przyjaciela. Wtedy Mateusz zrozumiał, że Artur nie chce jego pomocy.
Skierował się do kuchni i wbrew jego oczekiwaniom, Artur jeszcze nie spał, tylko siedział przy stole i pił piwo. Warto też dodać, że od wyjazdu Lenki, muzyk zaczął nadużywać alkoholu.
- Gdzie byłeś tak długo? - zapytał. Mateusz stanął jak wryty, ponieważ od kilku dni Artur kompletnie się do niego nie odzywał. Była to dla niego niespodzianka.
- Na mieście - odparł.
Artur tylko pokiwał głową. Swój pusty wzrok utkwił w białej ścianie. Powoli stukał paznokciami w blat stołu.
Wtem jakby nagle się ożywił. Jego oczy przybrały dziwny blask, a kiedy skoczył na równe nogi, prawie wylał z butelki trunek. Mateusz zaniepokoił się.
- Muszę jechać do Leny - powiedział Artur i szybko przeszedł do swojego pokoju. - Ona mnie potrzebuje, zagubi się beze mnie.
Mateusz przeszedł jego śladem do pokoju, gdzie mężczyzna już zaczął wrzucać swoje ubrania do małej walizki. Mateusz nie za bardzo wiedział, co robić w tym przypadku. Zadzwonić na pogotowie? Podać mu leki? Przecież ich nie weźmie, twierdzi, że są dla wariatów, a on psychiczny nie jest.
- Artur - zaczął go uspokajać. Brunet omiótł błędnym wzrok swój pokój, po czym zasunął walizkę. - Jest już późno, autobusy już nie kursują. Prześpij się, jutro cię zawiozę.
Oczywiście to było kłamstwo. Ale Mateusz nie miał pomysłu, jak odwieźć przyjaciela od tego czynu, niestety, coś przez noc musiał wymyślić.
- Ale do rana już może być za późno - powiedział. Jego głos był piskliwy i lekko zachrypnięty. - Za późno.
- Za późno?
- Ona może zrobić sobie krzywdę. Tęskni za mną, jak ja za nią. Mateusz, proszę. Zawieź mnie teraz, ona mnie potrzebuje.
- Dobrze, dobrze - powiedział Mateusz. Położył rękę na jego ramieniu, a Artur trochę się uspokoił. Mateusz był przekonany, że to alkohol trochę zamącił mu w głowie. - Odpocznij, przyjacielu. Będę zaraz za ścianą, jeśli będziesz czegoś potrzebować to wołaj.
- Lenka nadal mnie kocha - mamrotał pod nosem muzyk, lecz już nie miotał się po pokoju. W spokoju kierował się w stronę łóżka.
- Artur, musisz zrozumieć, że ona ułożyła sobie życie na nowo - powiedział Mateusz, zanim ugryzł się w język. Stwierdził jednak, że jego najlepszy przyjaciel powinien znać prawdę, nawet jeśli byłaby ona najokrutniejsza.
Artur spojrzał na niego zranionym wzrokiem, po czym położył się na miękkim łóżku. Sen nie przyszedł od razu, ale Mateusz postanowił czuwać przy nim, jak robił to w szpitalu.
Kiedy Artur już zasnął, perkusista wyszedł z jego pokoju i skierował się do własnego. Lekarz, który prowadził chorobę Artura stwierdził, że w tym przypadku nie jest potrzebny szpital psychiatryczny, a Artur nie okazuje żadnych niebezpiecznych zachowań. Do dziś. Mateusz postanowił zadzwonić do doktora Kozłowskiego, żeby razem postanowili co jest dobre dla Artura. Był to jego najlepszy przyjaciel i chciał dla niego jak najlepiej. Niestety z dnia na dzień jego stan zdrowia się pogarszał, a Mateusz nie chciał być świadkiem tego, jak szybko Artur stacza się na dno.
Nie wiem co napisać, to wam wstawię pięknego Ale... tfu, Artura :')
I może tu już tak wrócę tak na stałe...