♫
Trzymaj mnie bezpieczną wewnątrz
twoich ramion, które są jak wieże.
Wieże nade mną.
Jesteśmy rozbici.
Co musimy zrobić, by odzyskać
naszą niewinność?
I wszystkie obietnice, które złożyliśmy?
Daj nam życie jeszcze raz, bo chcemy po prostu być całością.
twoich ramion, które są jak wieże.
Wieże nade mną.
Jesteśmy rozbici.
Co musimy zrobić, by odzyskać
naszą niewinność?
I wszystkie obietnice, które złożyliśmy?
Daj nam życie jeszcze raz, bo chcemy po prostu być całością.
To była najgorsza noc w moim życiu i jeszcze nigdy się tak nie namęczyłam. Wiedziałam, że następny dzień przyniesie nowe złe wiadomości, więc nie zmrużyłam oka nawet na chwilę. Nie pomagały mi w zaśnięciu co kilkuminutowe wycieczki do kuchni po wodę mineralną, ani liczenie baranów, ani nawet ciepłe mleko. Rano byłam niewyspana, ledwo co zwlokłam się z łóżka. Na dole czekała na mnie jednak niespodzianka w postaci śniadania. Kiedy postanowiłam pomieszkać jeszcze z rodzicami, pomysł ten wydawał się beznadziejny, bo która dwudziestotrzylatka nadal mieszka z rodzicami? U mnie jednak było inaczej. Ojciec od lat chorował na cukrzycę, a pracowała tylko mama. Wraz z bratem pomagaliśmy jak tylko mogliśmy, więc nie widziałam w tym nic niezwykłego. Chciałam im nadal pomagać.
W spokoju zjadłam śniadanie przygotowane przez moją mamę, uprzednio dostrzegłam kartkę na lodówce o tym, że wraz z tatą pojechali do kliniki, która znajdowała się na drugim końcu Polski.
Dzisiaj pracę zaczynałam po południu, więc miałam jeszcze mnóstwo czasu do spotkania z Grzegorzem. A wiedziałam że konwersacja z moim chłopakiem do łatwych nie będzie należała. Od tej rozmowy będzie zależało to wszystko, co do tej pory razem budowaliśmy. Byliśmy ze sobą już od ponad dwóch lat, podczas których nie zawsze było sielankowo, a nasze ścieżki nie były usłane różami. Ale dawaliśmy radę i teraz też powinniśmy sobie poradzić. Tak myślę.
Po śniadaniu, wzięłam szybki prysznic, po czym zabrałam z pokoju notatki i skierowałam się do salonu. Oprócz tego, że pracowałam w kasie biletowej AZS'u, studiowałam ogrodnictwo, ale szczerze? Nie dawałam sobie rady, godząc te dwie czynnośc. Dochodziły jeszcze sprawy związane z tatą, niekiedy gdy ani mama, ani Mikołaj nie mogli się nim zająć, zostawałam ja. Nie to, że mi to przeszkadzało. Ale miałam marzenia, które niestety musiałam odłożyć na później, które chyba miało nigdy nie nadejść.
Zapatrzona w plik kartek, rozsiadłam się na fotelu, po czym usłyszałam czyjś oddech od strony kanapy. Byłam w stu procentach pewna, że w domu nikogo nie ma. Odłożyłam notatki obok i ujrzałam brata siedzącego na kremowej sofie, szczerzącego się do mnie głupkowato, jak to on miał w zwyczaju i popijającego coca-colę.
- Chcesz, żebym zeszła na zawał? - Rzuciłam w niego poduszką, która i tak w niego nie trafiła, a w... szklankę, której zawartość wylała się na kanapę. Mikołaj spojrzał na mnie z mordem w oczach, a ja zamarłam.
- Lena... - wysyczał ze złością, po czym wstał z miejsca i udał się do kuchni po szmatkę.
- Miki, przepraszam - również wstałam, nie odrywając wzroku z brązowej plamy z coca-coli. Posłałam chłopakowi przepraszające spojrzenie, ale ten tylko westchnął. - Potem spróbuję to sprać... Pójdę po jakiś środek piorący, czy coś...
- Napój też mi kupisz - mruknął, trząc po plamie, która roztarła się jeszcze bardziej przez co zyskała na rozmiarze.
- Majki, zostaw to już. - wyrwałam mu materiał z ręki. - Widzisz, co zrobiłeś? Z tobą jak z dzieckiem. Ile ty masz lat?
Nie odpowiedział, jak to zwykle się robi na pytania retoryczne, a zaczął babrać w moich notatkach.
- Tawuła japońska? - wyczytał i skrzywił się. - Co to takiego?
- To też zostaw, Mikuś, za mądre rzeczy piszą w tych notatkach dla ciebie.
- Za mądre rzeczy piszą w tych notatkach dla ciebie - przedrzeźnił mnie, wykrzywiając się przy tym, po czym wystawił mi język.
- Młody, nie przeginaj. - Zabrałam mu papiery i usiadłam tam gdzie wcześniej. Mój denerwujący braciszek nadal stał nade mną, za pewne celowo, by jeszcze bardziej mnie zdenerwować.
- Co u Grześka? - zapytał po chwili ciszy, która na moment zapanowała. - Wczoraj nawet nie wszedł do domu, pokłóciliście się, czy co?
- Majki, za dużo chciałbyś wiedzieć - mruknęłam, wzrokiem jeżdżąc po literach. Jak tak on będzie za mną stać, to za Chiny Ludowe się tego nie nauczę!
- Jestem tylko ciekawy - odparł, po czym usłyszałam jak głośno żuje gumę, mlaszcząc przy tym jak pięciolatek.
- Ty chyba próbujesz doprowadzić mnie do szewskiej pasji, zgadza się? - zapytałam, próbując się opanować. - Mikołaj!
- Oo, już zaczynasz zwracać się do mnie oficjalnie - zaśmiał się. - Już nie żadne Majki, Mikuś, Młody... Kocham cię denerwować.
- A ja kocham, gdy siedzisz we własnym pokoju i odrabiasz lekcje, czy co wam tam zadają w tym liceum.
- Nie lubię, kiedy traktujesz mnie jak dziecko z podstawówki - usłyszałam oburzony, trochę przesadzony ton Mikołaja. - A ja już dawno skończyłem osiemnaście lat i jestem w klasie maturalnej. Jestem dorosłym mężczyzną!
- Tak... Mikuś, mężczyzna, zwłaszcza dorosły sam zająłby się tą durną plamą - posłałam mu szeroki uśmiech. - A na pewno nie mlaskałby, żując gumę. I nie tą dla dzieci, co wystaje ci z kieszeni.
- A może ja lubię ten smak, co? - schował opakowanie różowych orbitek w głąb kieszeni. - Nie czepiaj się mnie. I przy okazji też nie oceniaj.
Próbowałam nie zacząć się śmiać z jego głupoty. W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Majki, idź otwórz.
- Majki, otwórz. Majki, podaj mi pilota. Majki, podrap mnie po plecach. Majki, pomasuj mi stopy - słyszałam jak mruczy pod nosem, kierując się w stronę drzwi. - Miłości nie zaznałem jeszcze z twojej strony. O, hej Grzesiu - krzyknął, gdy otworzył drzwi i wpuścił Boćka do środka.
- Hej Mike - zmierzwił chłopakowi włosy, po czym Mikołaj znowu się wzburzył.
- Dlaczego wszyscy traktują mnie jak dziecko? - zapytał poirytowany. - I nazywam się Mikołaj! Nie żaden Majki, czy Mikuś. Mi-ko-łaj!
Wraz z Grzesiem wpatrywaliśmy się w czerwoną twarz Mikołaja, który patrzył to na mnie, to na atakującego.
- I nie wierz Lenie, ja wcale nie lubię różowych gum Orbit - dodał zrezygnowany i poczłapał do swojego pokoju.
- Co mu jest? - zapytał Grzesiek rozbawiony. - Depresja? W tym wieku?
- Czasem i tak się zdarza - zaśmiałam się. - A ty co tu robisz? Nie miałeś być na treningu?
- A gdzie : Cześć Grzesiu, stęskniłam się za tobą? - zaśmiał się i pocałował mnie.
- Owszem, cieszę się, ale... Nie powinieneś być na treningu?
- Odwołali - odparł, zabierając mi z rąk notatki. - Odpuściłabyś czasem, co?
- Ale jutro mam ważne kolokwium, Grzesiu, nie... - spojrzałam na niego błagalnie, kiedy wraz z moimi notatkami udał się do pokoju Mikołaja. Usłyszałam tylko, żeby Młody się nimi zaopiekował. Czyli już ich nie odzyskam, ehe...
- Więc, co? - Do salonu wrócił Brutus i posłał mi swój czarujący uśmiech. - Masz wolne popołudnie, jak i cały wieczór?
- Nie - wystawiłam mu język, gdy kąciki ust mu opadły a na twarzy zagościło zdezorientowanie. - Idę dziś do pracy. Praktycznie... To ja codziennie chodzę do pracy.
- Ah, zapomniałem ci powiedzieć... - pacnął się otwartą dłonią w czoło, po czym znów wrócił jego uśmiech. - Masz wolne.
- Proszę? - zaśmiałam się, ale on mówił jak najbardziej poważnie. - Grzesiu, co ty wymyśliłeś?
- Idealny sposób na spędzenie wolnego czasu. - Znów ten uśmiech, a oczy świeciły mu się z ekscytacji. Złapał mnie za rękę i bez problemu pociągną do drzwi. - Kaśka zgodziła się, żeby zastąpić cie przy kasie, więc mamy dla siebie cały dzień. Postanowiłem cie gdzieś porwać.
- Porwać? - spytałam nieco zszokowana jego czynami, ale nie dawałam jakiś oporów. - Ale dokąd?
- A czy to ważne? - odpowiedział pytaniem, a po pięciu sekundach siedziałam już w jego samochodzie, przypięta pasem i pełna myśli, co tym razem wymyślił Grzesiek.
Jechaliśmy dość długo, w milczeniu, a wokół nas słychać było tylko warkot silnika. Nie byłam pewna, gdzie wiezie mnie Grzesiek, ale nie miałam żadnych obaw. Ufałam mu, to było zrozumiałe. Zastanawiałam się tylko dlaczego był taki cichy. Zawsze chętnie nadawał bez przerwy, że za nim nie nadążałam. Ale teraz był poważny i skupiony na jeździe. Bałam się, że to mogłoby być nasze ostatnie takie spotkanie. A później zostaną nam tylko telefony i skype. Nie chciałam takiego obrotu sprawy.
Grzesiek zatrzymał się wreszcie na wielkim parkingu, a wokół nas było mnóstwo innych samochodów. Wyjrzałam przez okno i rozejrzałam się. Z dala widać było wielkie namioty, a za nimi nawet... Młyńskie koło?
- Co ty wymyśliłeś? - zapytałam z rozbawieniem w głosie i spojrzałam na Grzegorza. Teraz mogłam dostrzec na jego twarzy szeroki uśmiech, którego nie widziałam już od dłuższego czasu.
- Chciałbym, żeby nasze ostatnie spotkanie było wyjątkowe.
- Ostatnie? - wyszeptałam z trudem, nie mogąc wierzyć jego słowom.
- Ostatnie na kilka miesięcy... Wiesz, że byłbym głupi nie korzystając z transferu Zaksy. - Wytarł łzę z mojego policzka. - Nie płacz, Lenuś. To nie rozstanie na całe życie. Nadal bardzo cię kocham, pamiętaj o tym.
- Przecież związki na odległość zazwyczaj się kończą, Grzesiu. Nie chcę, żebyśmy się rozstawali.
Patrzył na mnie tymi oczami, tym sposobem, który zawsze mówił mi Lenka, wszystko będzie dobrze. Po co martwić się na zapas? Ale akurat teraz była to poważna sprawa. Gdy jedna osoba jest na drugim końcu kraju, tęsknota może być nie do zniesienia. Co najgorsze, można rozstać się przez dzielące nas kilometry. Nie chciałam tego. Nie chciałam, by odległość stała się naszym przekleństwem, a kilometry stawały nam na drodze do szczęścia. Musiałam jednak nade wszystko postawić uczucia Grzegorza. Jeśli chciał grać w Kędzierzynie-Koźlu, nie powinnam mu tego zabraniać. Jeśli na prawdę się kochamy, nasza miłość przezwycięży wszystkie przeciwności losu.
- Damy radę - usłyszałam, czując jak jego ciepła dłoń łapie za moją i lekko ją ściska. - A kiedy skończysz studia, przyjedziesz do mnie na stałe. Zamieszkamy razem, weźmiemy ślub, będziemy mieć dwójkę dzieci i zestarzejemy się razem, w zaciszu jakiejś wsi, nie ukrywam, że na starość chciałbym mieszkać na Mazurach...
Ujrzałam na jego twarzy szeroki uśmiech, a po chwili nasze usta złączyły się w pocałunku.
- A teraz chodźmy- powiedział, wychodząc z auta. Zaśmiałam się pod nosem, bo Grzesiek zawsze mnie zadziwiał i zawsze świetnie się z nim bawiłam.
- Nie mów, że będziemy bawić się w wesołym miasteczku, niczym małe dzieci. - Także opuściłam wóz, zwracając się do mężczyzny. On nadal się śmiał.
- Dlaczego? Nie chcesz pozjeżdżać na zjeżdżalniach, lub zjeść watę cukrową? - zapytał, ale widząc mów wyraz twarzy, który nie podzielał Grześkowego entuzjazmu, dodał. - Będzie fajnie, zobaczysz!
- Trzymam cię za słowo - powiedziałam, gdy złapał mnie za rękę i oboje ruszyliśmy w stronę miasteczka.
Jechaliśmy dość długo, w milczeniu, a wokół nas słychać było tylko warkot silnika. Nie byłam pewna, gdzie wiezie mnie Grzesiek, ale nie miałam żadnych obaw. Ufałam mu, to było zrozumiałe. Zastanawiałam się tylko dlaczego był taki cichy. Zawsze chętnie nadawał bez przerwy, że za nim nie nadążałam. Ale teraz był poważny i skupiony na jeździe. Bałam się, że to mogłoby być nasze ostatnie takie spotkanie. A później zostaną nam tylko telefony i skype. Nie chciałam takiego obrotu sprawy.
Grzesiek zatrzymał się wreszcie na wielkim parkingu, a wokół nas było mnóstwo innych samochodów. Wyjrzałam przez okno i rozejrzałam się. Z dala widać było wielkie namioty, a za nimi nawet... Młyńskie koło?
- Co ty wymyśliłeś? - zapytałam z rozbawieniem w głosie i spojrzałam na Grzegorza. Teraz mogłam dostrzec na jego twarzy szeroki uśmiech, którego nie widziałam już od dłuższego czasu.
- Chciałbym, żeby nasze ostatnie spotkanie było wyjątkowe.
- Ostatnie? - wyszeptałam z trudem, nie mogąc wierzyć jego słowom.
- Ostatnie na kilka miesięcy... Wiesz, że byłbym głupi nie korzystając z transferu Zaksy. - Wytarł łzę z mojego policzka. - Nie płacz, Lenuś. To nie rozstanie na całe życie. Nadal bardzo cię kocham, pamiętaj o tym.
- Przecież związki na odległość zazwyczaj się kończą, Grzesiu. Nie chcę, żebyśmy się rozstawali.
Patrzył na mnie tymi oczami, tym sposobem, który zawsze mówił mi Lenka, wszystko będzie dobrze. Po co martwić się na zapas? Ale akurat teraz była to poważna sprawa. Gdy jedna osoba jest na drugim końcu kraju, tęsknota może być nie do zniesienia. Co najgorsze, można rozstać się przez dzielące nas kilometry. Nie chciałam tego. Nie chciałam, by odległość stała się naszym przekleństwem, a kilometry stawały nam na drodze do szczęścia. Musiałam jednak nade wszystko postawić uczucia Grzegorza. Jeśli chciał grać w Kędzierzynie-Koźlu, nie powinnam mu tego zabraniać. Jeśli na prawdę się kochamy, nasza miłość przezwycięży wszystkie przeciwności losu.
- Damy radę - usłyszałam, czując jak jego ciepła dłoń łapie za moją i lekko ją ściska. - A kiedy skończysz studia, przyjedziesz do mnie na stałe. Zamieszkamy razem, weźmiemy ślub, będziemy mieć dwójkę dzieci i zestarzejemy się razem, w zaciszu jakiejś wsi, nie ukrywam, że na starość chciałbym mieszkać na Mazurach...
Ujrzałam na jego twarzy szeroki uśmiech, a po chwili nasze usta złączyły się w pocałunku.
- A teraz chodźmy- powiedział, wychodząc z auta. Zaśmiałam się pod nosem, bo Grzesiek zawsze mnie zadziwiał i zawsze świetnie się z nim bawiłam.
- Nie mów, że będziemy bawić się w wesołym miasteczku, niczym małe dzieci. - Także opuściłam wóz, zwracając się do mężczyzny. On nadal się śmiał.
- Dlaczego? Nie chcesz pozjeżdżać na zjeżdżalniach, lub zjeść watę cukrową? - zapytał, ale widząc mów wyraz twarzy, który nie podzielał Grześkowego entuzjazmu, dodał. - Będzie fajnie, zobaczysz!
- Trzymam cię za słowo - powiedziałam, gdy złapał mnie za rękę i oboje ruszyliśmy w stronę miasteczka.
* * *
Tylko u mnie - Melissa i Blake rodzeństwem. To takie zabawne. Ah i tylko chyba Caro wie, kim oni są dla siebie w prawdziwym życiu, czy chociażby w Glee. Mam nadzieję, że nie zeżre ci to mózgu. Chociaż n-s już mogły to zrobić. I dedykacja właśnie dla Karolci, która bardzo mi pomaga, od strony bloggowej, jak i ten prywatnej. Dziękuję <3<3
A już schodząc z tematu opowiadania, to jesteśmy świeżo po losowaniu na MŚ, jak podobają wam się grupy? Nie ukrywam, naszej się obawiam, bo i Serbowie i Argentyna to silni przeciwnicy, tak samo jak Australia, z którą przecież przegraliśmy na IO. Mam nadzieję, ze wyjdziemy z grupy i wygramy całe mistrzostwa. :)
Następny za tydzień. Żegnam się ja, żegna się Mikołaj (lub Ryder, Blake, Danny... jak kto woli c: Chociaż u mnie to będzie Majki.... <3) i do następnego. :*
Ale ja go lubie tego Mikołaja!
OdpowiedzUsuńI go rozumiem, bo też lubię orbitki różowe <3 Chociaż najlepsze są airwavesy fioletowe, tak ♥ Możesz my polecić.
Wiedziałam że to będzie związek na odległość, no!
Jesteś okropna :c
Causki :D <3
Uff, udalo mi sie wejsc. Ps. Nie wiem, co to za kropka. To ten telefon wariuje XD Od razu przepraszam za bledy...
OdpowiedzUsuńDziekuje za dedykacje, ojeeej <3 wiesz...czytajac ten rozdzial, sluchalam sobie "need you now" oczywiscie pucka i rachel. No i nawet nie wiesz, jak mi to tu podpasowalo ;))
Dobra, przyznaje sie - kiedy mikolaj powiedzial "kocham cie denerwowac" to tak strasznie chcialam postawic kropke po "cie" haha. Ale spokojnie, przyzwyczaje sie. :p tylko lena 23 lata, a miki maturzysta?! Oh God...i love your brain, karolino haha <33
Lena madrze mysli. Jesli sie kochaja, nie powinni sie ograniczac. Musza wierzyc, ze ich milosc jest na tyle wielka, iz przetrwa wszystko!
hahahahahaha, czemu kiedy lena widzi to kolo, to ja mam przed oczami igla szyte, japonia i mordka mijego kochanego kubiaczka pytajaca "a czy andrea o tym wie??" Boze <33 a zaraz potem ich na tym kole/mlynie i znowu kubiak "nie bujajta tylko...no nie bujajcie". Kocham cie za skojarzenia jakie u mnie wywolujesz haha :****
Dobra, wiecej nie pisze, bo juz glupoty plote.
Ps. Ten gif na koncu...ach bralabym.!!! *___*
Dziekuje, ze dodajesz ten rozdzial o tej godzinie.
Caluski i mysl o julce. Hihihihi ♡♡
Ale polszczyzna, nie ma co ;_;
Czyli jednak rozstanie... już się boję co dalej wymyślisz. :D
OdpowiedzUsuń<3
Ojej, szkoda mi ich :<
OdpowiedzUsuńDobrze, że Grzesiek chce, by ten związek trwał, ma plany na przyszłość związane z Leną itp. Miejmy nadzieję, że WSZYSTKO się powiedzie (no ale z tobą jest różnie... ;>)
A ten gif jest z tej cudownej piosenki, pamiętam! *-*
Aż sobie puszczę :D
♥