♫
Czy naprawdę z nami koniec?
Może mogę zmienić twoje zdanie
Gdy tylko zamkniesz za sobą moje drzwi
Zadzwonię sto razy
Może mogę zmienić twoje zdanie
Gdy tylko zamkniesz za sobą moje drzwi
Zadzwonię sto razy
♫
Artur i Mateusz przygotowali mi pokój, w którym kiedyś mieszkał ich przyjaciel. Nadal czułam się z nimi nieswojo, chociaż obaj zapewniali, że w żaden sposób im nie przeszkadzam. Kolejna noc była nieprzespana. Nie, nie dlatego, że w jakiś sposób mogłam obawiać się moich nowych współlokatorów, ale nadal myślałam nad Grześkiem. Gdy wczoraj wracałam do domu z Arturem, chłopak zaproponowal mi, bym odwiedziła swojego chłopaka i wszystko z nim wyjaśniła. Na początku miałam obawy, ale już po chwili namysłu pomyślałam, że Grzegorz jest mi winny wyjaśnienia.
Z łóżka wstałam po siódmej, po niemiłosiernym męczeniu się na nim i przebrałam się w czyste ubrania. Po porannej toalecie po cichu skierowałam się do kuchni. W całym domu panowała grobowa cisza, z czego wywnioskowałam, że chłopaki jeszcze śpią. Po nastawieniu wody w elektrycznym czajniku, usiadłam na parapecie i spojrzałam przez okno. Okolica w której mieszkali Artur i Mateusz była bardzo malownicza i ładna. Zamyśliłam się chwilkę. Nie zwarzyłam nawet na to, że czajnik oznajmił mi zagotowanie się wody. Nie zauważyłam też, że poza mną w kuchni jest ktoś jeszcze.
- Cześć, Bella - usłyszałam od strony drzwi. Odwróciłam się i ujrzałam Artura opartego o framugę. Uśmiechał się do mnie szeroko, co jeszcze dodawało mu uroku. Nie bardziej niż jego potargane włosy.
- Jestem Lena - powiedziałam trochę zdezorientowana, uśmiechając się nieznacznie. Zaśmiał się po cichu, po czym wszedł do pomieszczenia.
- Jak ci się spało? - zapytał po chwili milczenia, opierając się o blat. Wlepił we mnie swój, jeszcze nie bardzo, kontaktujący wzrok koloru brązowego. Na sam widok uśmiechnęłam się szerzej. Wyglądał uroczo, zdecydowanie.
- Nie powiem, że źle - odpowiedziałam cicho, a Artur zmarszczył nos.
- Niewygodne łóżko? - zapytał po chwili namysłu. Pokręciłam lekko głową, a ten się zdziwił. - Nie sądziłem, że nasze chrapanie można usłyszeć przez ściany...
- Nic nie było słychać - zaśmiałam się. - Rozmyślałam i nie mogłam przez to spać... Po prostu.
Przewrócił oczami, po czym wyciągnął z szafki dwa kubki. Mężczyzna zalał zagotowaną przeze mnie wodę, uprzednio wsypaną do naczyń kawę. Z powrotem oparł się o blat tak jak wcześniej, obdarzając mnie spojrzeniem.
- Miałem nadzieję, że nie będziesz się już tym zadręczała - rzekł.
- Więc byłeś w błędzie - powiedziałam, zeskakując z parapetu. Zabrałam z blatu swoją kawę i usiadłam na jednym z krzeseł przy stole. Zatopiłam usta w brzegu kubka.
- Kto powiedział, że kawa jest dla ciebie? - zapytał, zakładając ręce na piersi.
- No cóż... Już jest moja. - Wystawiłam język odpowiedzi, a ten tylko się zaśmiał. Usiadł na krześle obok, a do kuchni wszedł zaspany Mateusz. Nie zwracał uwagi na żadne przeszkody, typu krzesła, czy stół; Po prostu bardzo śpieszyło mu się do lodówki. Kiedy niebezpiecznie potknął się o jedną z nóg krzesła, a ja go podtrzymałam, otworzył leniwie jedno oko, obdarzając wzrokiem swojego przeciwnika. Czyli krzesło.
- Bo się zabijesz! - powiedziałam, a ten tylko wzruszył ramionami i znów ruszył do lodówki.
- Dzień dobry - wysapał, otwierając drzwi. Stał tak przez kilka sekund, po czym z powrotem je zamknął. - Gdzie jest moje mleko?
- Wypiłeś wczoraj ostatnie - odpowiedział mu Artur i upił łyk swojej kawy. Kiedy Mateusz wymownie nie spuszczał z niego swojego wzroku, ten uśmiechnął się do perkusisty, kolejny raz biorąc kawę do ust.
- Ja mogę iść do sklepu - powiedziałam nagle, a ich oczy skierowały się na mnie.
- Daj spokój, ten leń na pewno sam sobie pójdzie - stwierdził Artur, uśmiechając się.
- Muszę jeszcze coś załatwić, więc... - urwałam, widząc wzrok mężczyzny. Wiedział o jaką sprawę mi chodzi. - nie ma sprawy.
Musiałam to wyjaśnić. Nie ważne, że od tego zależał mój związek z Grześkiem, ale chciałam mieć już to za sobą. Nie mogłabym żyć w kłamstwie, a zwłaszcza w świadomości, że on mnie zdradza. Do jego mieszkania doszłam po półgodzinie. Celowo nie zamawiałam taksówki, czy nie jechałam autobusem. Chciałam przemyśleć co mam mu powiedzieć. Śmieszne? Wtedy tak mi się nie wydawało.
Mieszkanie numer 56...
Stałam przed nim jakieś pięć minut wgapiając się w te głupie cyferki i walcząc sama ze sobą. Powinnam zapukać? A co potem? A jeśli zamiast Grześka w drzwiach pojawi się ta blondyna?
Zapukałam.
Odliczanie sekund do momentu kiedy otworzą się te cholerne drzwi było co najmniej dziwne, ale za bardzo denerwowałam się tą zaistniałą sytuacją.
Drzwi otworzyły się.
A w nich stanął mój najgorszy koszmar.
Na twarzy blondynki malowało się zdziwienie. Byłam bardzo ciekawa, czy wie, kto właśnie zakłócił jej spokój, odwiedzając ją. Patrzyłam na nią przez kilka chwil, kiedy przemówiła.
- Tak?
Jej nieco zachrypnięty głos przeszył mi bębenki uszne i wdarł się jeszcze głębiej. Oblizała malinowe usta i oparła się o drzwi. Na jej twarzy pojawiło się oczekiwanie.
- Zastałam Grzegorza?
Znowu zdziwienie. Czyżby teraz się domyśliła?
- Nie, nie ma go - odpowiedziała, coraz uważniej mi się przyglądając. - Coś przekazać?
- A kiedy wróci? - puściłam jej pytanie mimo uszu, zadając własne. Zdziwiłam się swoim zdecydowaniem.
- Jakieś piętnaście minut wyszedł na trening, więc myślę, że za godzinę powinien wrócić. Coś przekazać? - powtórzyła.
- Nie - powiedziałam stanowczo, czym znów zdziwiłam samą siebie. I nie tylko siebie, bo dziewczyna nieznacznie cofnęła się do tyłu. - A mogę wejść i na niego poczekać? Zależy mi na rozmowie z Grześkiem.
Wpuściła mnie.
Mieszkanie Boćka nie było zbyt wielkie, ale wystarczające by pomieścić dwie osoby. Blondynka zaprowadziła mnie do salonu, a ja usiadłam na wielkiej sofie. Dziewczyna wlepiła we mnie swoje zielone tęczówki.
- Może napijesz się czegoś? - zapytała, zapewne z grzeczności i uśmiechnęła się lekko. Pokręciłam głową, a blondynka usiadła obok mnie na sofie.
Następna godzina minęła nam podczas ciszy, którą z przyjemnością się delektowałam. Dało się słyszeć tylko nasze oddechy, mój miarowy i spokojny, a jej - szybki i nerwowy. W końcu dziewczyna wstała i odeszła ode mnie parę kroków. Wyciągnęła z kieszeni spodni komórki, ostatni raz spojrzała w moją stronę i zniknęła w drzwiach sąsiedniego pokoju. Po jakichś pięciu minutach wróciła do salonu.
- Zadzwoniłam do Grześka, zaraz powinien być - uśmiechnęła się lekko, po czym usiadła na miejsce, które wcześniej zajmowała.
Na Grześka nie trzeba było długo czekać. Po dziesięciu minutach usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, a po chwili do salonu wpadł atakujący. Na mój widok lekko się zmieszał, po czym do mnie podszedł. Usiadł na kanapie, a ja wstałam i spojrzałam na niego z góry.
- Dlaczego nie mówiłaś, że przyjedziesz? - zapytał, również wstając z kanapy. Teraz musiałam podnieść wzrok do góry, żeby przynajmniej popatrzeć na jego twarz. - Przyjechałbym po ciebie na dworzec.
- Tak się składa, że byłeś wtedy zajęty - odpowiedziałam, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Ten tylko się zdziwił. - W Kędzierzynie jestem od wczoraj.
Jeszcze większe zdziwienie.
- To dlaczego nie zatrzymałaś się tutaj?
- Grzesiek, widziałam was - nie wytrzymałam. Zacisnęłam mocno powieki, żeby łzy nie wydostały się na zewnątrz. Usłyszałam tylko dźwięk zamykanych drzwi.
Gdy otworzyłam oczy, w pokoju blondynki już nie było. A wyraz twarzy mojego chłopaka mówił wszystko.
- Przepraszam - wydusił z siebie ledwo, a ja prychnęłam. - Lenuś, nie chciałem, na prawdę!
- Gdybyś nie chciał, to byś tego nie zrobił, Grzesiek! - krzyknęłam, po czym znów zamknęłam oczy. Z tym teraz, że łzy wylewały się z moich oczu strumieniami.
- Myślisz, że łatwo mi jest tu, samemu?
- Mi przecież też nie było łatwo - wyszeptałam, nadal nie otwierając powiek. Nie chciałam teraz na niego patrzeć. Teraz, ani nigdy więcej. - Ale nigdy bym cię nie zdradziła!
Nie wiedział co odpowiedzieć. Spojrzałam na niego. Widać, że bił się z myślami.
- Jeśli chciałeś to zakończyć, to mogłeś mi powiedzieć - rzekłam po chwili, przełamując ciszę, jaka między nami nastała.
- Wiedziałem jak zareagujesz... Było mi ciężko.
Zabolało.
- Więc... Już możesz zdjąć ten ciężar ze swoich barków, bo chętnie cię w tym wyręczę... To koniec - powiedziałam tym samym stanowczym tonem, co jeszcze przed kilkunastoma minutami rozmawiałam z blondynką.
Popatrzyłam na niego.
Już chciał coś powiedzieć, ale czując, jak nakotłowane we mnie emocje chcą jak najszybciej wydostać się na zewnątrz, odwróciłam się na pięcie i w pośpiechu opuściłam mieszkanie Boćka.
Po piętnastu minutach wróciłam do mieszkania. Czułam się okropnie. Przez całą drogę powrotną wylewałam z siebie hektolitry łez, nie zwracałam uwagi na innych przechodniów, co kilka razy było dla mnie zgubne. Ale nie przejmowałam się tym. Ważne było dla mnie teraz znaleźć się mieszkaniu Artura i Mateusza i zaszyć się w moim tymczasowym pokoju. Czując wielką ulgę, otworzyłam drzwi frontowe i wbiegłam do domu.
- Lenka, to ty? - usłyszałam z kuchni Artura. - Jak dobrze, że już jesteś, Mateusz męczy mnie już o to mleko i męczy... Kupiłaś...
Stanął w drzwiach i widząc w jakim jestem stanie, osłupiał. Szybko podbiegł do mnie, a po chwili utonęłam w jego uścisku.
- Lenka, nie przejmuj się - powiedział. Poczułam jak jego ręka gładzi moje włosy. - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
Mocniej zacisnęłam ręce w jego pasie, bojąc się że zaraz mi ucieknie. To niewyobrażalne, jak teraz potrzebowałam czyjejś bliskości. Przyjaciela, znajomego, lub nieznajomego... Nieważne. Musiałam wiedzieć, że ktoś przy mnie jest.
- Dziękuję - szepnęłam, odklejając się od mężczyzny. Na pewno wyglądałam teraz okropnie, więc nie miałam zamiaru, żeby ktokolwiek mnie tak oglądał. Uśmiechnęłam się do niego krzywo, po czym udałam się do pokoju.
Od razu położyłam się na łóżku i wybuchnęłam gorzkim płaczem.
Po niecałych pięciu minutach zasnęłam.
Obudziłam się dopiero, gdy do drzwi pokoju ktoś lekko zapukał. Nieco zdezorientowana, mruknęłam coś niezrozumiałego, a drzwi otworzyły się. Stanął w nich Artur.
- Już czujesz się lepiej? - zapytał, wpatrując się we mnie swoim brązowym i współczującym wzrokiem. Pokręciłam głową, znowu opadając na poduszki.
Chłopak wszedł do środka, zamknął za sobą drzwi i podszedł do łóżka. Usiadł na jego skraju, nadal mi się przyglądając.
- Jeśli nie chcesz tu być, nie musisz - powiedziałam po chwili ciszy, ale Artur tylko pokręcił głową. Znowu nastała cisza.
- Wstawaj - powiedział nagle. Podniósł się z łóżka i podszedł do drzwi. Kiedy posłałam mu pytające spojrzenie, ponaglił mnie. - Szybciej.
Nie miałam ochoty na nic. Zupełnie. Ale zastanawiało mnie, co też wymyślił mężczyzna, więc postanowiłam zrobić, jak kazał muzyk.
Gdy wyszłam z pokoju, naprzeciw ujrzałam Mateusza. Szczerzył się do mnie głupio, a ja coraz bardziej zastanawiałam się czy dobrze robię...
- Gdzie Artur? - zapytałam po chwili, gdy wyraz twarzy perkusisty nie uległ zmianie.
- Wyszedł - powiedział, wgryzając się w kanapkę. Wyszedł? Jak to? - Czeka na ciebie przed domem.
Dokładnie tak jak powiedział Mateusz - Artur czekal na mnie obok samochodu. Stał o niego oparty, a głowę miał odwróconą w moją stronę. Kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się szeroko.
- Co ty kombinujesz? - zapytałam, dochodząc do muzyka.
- Zobaczysz - odpowiedział, otwierając drzwi od strony pasażera. - Wsiadaj.
Po dziesięciu minutach jazdy dojechaliśmy do pobliskiego parku. Teraz moje zdziwienie sięgnęło apogeum. Nie sądziłam, że Artur może zawieźć mnie do... parku.
- Po co tu przyjechaliśmy? - zapytałam po chwili, gdy odpinał pasy. Popatrzył na mnie, po czym wyszedł z auta, nie dając mi odpowiedzi. Także wysiadłam z samochodu, a Artur skierował się do bagażnika z którego wyciągnął koszyk.
- Miałem ci nie mówić, ale Mateusz przygotował dla nas jedzenie - powiedział i zaśmiał się. - Ale cicho, to ja wszystko zrobiłem.
- Jakie jedzenie... Co... - urwałam, kiedy zignorował to i uszedł parę kroków. - Artur?
- No chodź - ponaglił mnie, a ja przewróciłam oczami. Chcąc nie chcąc, ruszyłam za mężczyzną.
Zatrzymał się na jakiejś polanie. Zatrzymał się w jej centrum, chwilę się zastanowił i pokiwał głową.
- Tak, tu będzie idealnie - mruknął.
- Idealnie? - zapytałam, nadal nie wiedząc po co Artur mnie tu przywiózł, po co mu ten koszy z jedzeniem i po co stoi na środku parku, szukając idealnego miejsca...
- Idealnie do pikniku - odparł, rozkładając wielki koc. Popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem, a Artur pokiwał głową. - Muszę jakoś odciągnąć cię od tego bagna...
- Więc postanowiłeś zrobić piknik? - zapytałam wciąż nie podejrzewając go o takie rzeczy. Zaśmiałam się w końcu a Artur otworzył koszyk; Znajdowało się w nim mnóstwo jedzenia. Nie no, Mateusz bardzo się postarał.
- No co? - zapytał, a po chwili nieco się zaczerwienił. - Nie chcesz, żebyśmy ci pomagali?
- Nie no - znowu się zaśmiałam, a Artur przewrócił oczami. - Tylko... Nie spodziewałam się po was czegoś takiego...
- Takiego, czyli jakiego?
- Nie ważne - ucięłam szybko, nie przestając się śmiać. Usiadłam na kocu i wskazałam na wolne miejsce.
- Stary, zaczekaj! - usłyszałem za sobą. Kiedy się odwróciłem, ujrzałem Gracjana zmierzającego w moim kierunku. Zatrzymałem się, czekając aż przyjaciel do mnie dojdzie. - Gdzie ci się tak śpieszy?
- Jakbyś nie zauważył, skończyliśmy lekcje - odparłem, a kiedy zdyszany chłopak do mnie dobiegł, ruszyłem dalej.
- Myślałem, że zostajesz na dodatkową matmę. - Wzruszył ramionami. Przeszliśmy cały korytarz i doszliśmy do szatni. Zabrałem kurtkę z wieszaka, Gracjan zrobił to samo. - Poszedłbym na jakieś piwo.
- A ja nie bardzo.
- Co z tobą?
Przewróciłem oczami.
- Czy zawsze jak nie mam ochoty na alkohol, to musi być ze mną coś nie tak? - zapytałem, a ten znowu wzruszył ramionami. - No właśnie.
- Ale zawsze chciałeś chodzić ze mną na piwo. - Chłopak podrapał się po głowie. - No cóż, chyba sam będę musiał pójść...
- Najwyraźniej.
- Panna nie w humorze? - zaśmiał się. - Ale nie dziwię ci się, gdyby mi Staszewski wlepił pięć pał na czysto, też bym się wkurzył...
- To już nie o to chodzi - powiedziałem, panując nad emocjami. - Ale dlaczego on uparł się na mnie? Mam nadzieję, że tego projektu mi nie obleje. Zuza za bardzo pracuje, żeby wszystko poszło na marne.
- Jesteś z Zuzką? - zdziwił się, a ja pokiwałem głową.
- Nie wiedziałeś?
- Nie - odparł, poprawiając plecak na ramieniu. - Mi Staszewski wcisnął tego grubego Gienka, co zawsze w ostatniej ławce siedzi. Kojarzysz?
- Tak, byłem z nim kiedyś w parze na biologii. - Przeszliśmy na drugą stronę ulicy, po czym skierowaliśmy się w prawo.
- Dlaczego mi nie mógł przydzielić kogoś normalnego? Gienek liczy, że ja zrobię wszystko za niego... Dobre sobie - prychnął. - Ile już zrobiliście?
- Dopiero początek, za tydzień mamy spotkać się i zrobić już większość - oznajmiłem.
Bardzo chciałem przyśpieszyć już czas, by wreszcie spotkać się z Zuzą. Owszem, w szkole widywaliśmy się często, zdażyło nam się nawet wczoraj zamienić jedno słowo, ale perspektywa pracy nad tym projektem bardzo mi się spodobała. Nie ukrywałem - liczyłem, że może Zuza coś do mnie poczuje...
- Ej, słyszysz mnie? - z letargu wyrwał mnie głos Gracjana. - Chłopie, nie bujaj tak w obłokach! Zakochałeś się, czy co?
- Może - powiedziałem bez namysłu, a dopiero po chwili dotarło do mnie, co zrobiłem, zanim ugryzłem się w język.
- Tak? - zapytał, wyraźnie uradowany. - Stary, to świetnie! Opowiadaj. Wszystko. Najlepiej ze szczegółami.
- Nie ma szczegółów - powiedziałem szybko. - I niczego nie będę ci opowiadał, nie sądzisz, że to moja prywatna sprawa?
- No nie bądź taki! - jęknął, ciągnąc mnie za rękaw. - Majki, opowiadaj! Ja zawsze mówię ci o nowej dziewczynie...
- Ja się o to nie proszę. - Przyśpieszyłem nieco kroku, mając nadzieję, że Gracjan sobie odpuści, ale chłopak ani o tym myślał. Przekląłem w duchu, że nie potrafiłem trzymać języka za zębami, albo chociażby w porę się w niego ugryźć. Byłem debilem.
- Znam ją?
- Nie.
- Znam.
- Skąd wiesz?!
- Aha, czyli znam! - krzyknął triumfalnie, a ja wzniosłem oczy ku górze.
- Gracek, daj sobie spokój - powiedziałem, czym go zdenerwowałem.
- Nie mów tak do mnie - warknął, a ja zaśmiałem się. Dobrze wiedziałem, że nie lubi jak go tak nazywam.
- A ty daj mi już spokój.
Chwała Panu, że dochodziliśmy już do mojego domu. Szybko otworzyłem furtkę i skierowałem się do budynku.
- Ale i tak się dowiem, co to za dziewczyna! - usłyszałem zza pleców Gracjana. Zaśmiałem się pod nosem i zniknąłem za drzwiami.
Z łóżka wstałam po siódmej, po niemiłosiernym męczeniu się na nim i przebrałam się w czyste ubrania. Po porannej toalecie po cichu skierowałam się do kuchni. W całym domu panowała grobowa cisza, z czego wywnioskowałam, że chłopaki jeszcze śpią. Po nastawieniu wody w elektrycznym czajniku, usiadłam na parapecie i spojrzałam przez okno. Okolica w której mieszkali Artur i Mateusz była bardzo malownicza i ładna. Zamyśliłam się chwilkę. Nie zwarzyłam nawet na to, że czajnik oznajmił mi zagotowanie się wody. Nie zauważyłam też, że poza mną w kuchni jest ktoś jeszcze.
- Cześć, Bella - usłyszałam od strony drzwi. Odwróciłam się i ujrzałam Artura opartego o framugę. Uśmiechał się do mnie szeroko, co jeszcze dodawało mu uroku. Nie bardziej niż jego potargane włosy.
- Jestem Lena - powiedziałam trochę zdezorientowana, uśmiechając się nieznacznie. Zaśmiał się po cichu, po czym wszedł do pomieszczenia.
- Jak ci się spało? - zapytał po chwili milczenia, opierając się o blat. Wlepił we mnie swój, jeszcze nie bardzo, kontaktujący wzrok koloru brązowego. Na sam widok uśmiechnęłam się szerzej. Wyglądał uroczo, zdecydowanie.
- Nie powiem, że źle - odpowiedziałam cicho, a Artur zmarszczył nos.
- Niewygodne łóżko? - zapytał po chwili namysłu. Pokręciłam lekko głową, a ten się zdziwił. - Nie sądziłem, że nasze chrapanie można usłyszeć przez ściany...
- Nic nie było słychać - zaśmiałam się. - Rozmyślałam i nie mogłam przez to spać... Po prostu.
Przewrócił oczami, po czym wyciągnął z szafki dwa kubki. Mężczyzna zalał zagotowaną przeze mnie wodę, uprzednio wsypaną do naczyń kawę. Z powrotem oparł się o blat tak jak wcześniej, obdarzając mnie spojrzeniem.
- Miałem nadzieję, że nie będziesz się już tym zadręczała - rzekł.
- Więc byłeś w błędzie - powiedziałam, zeskakując z parapetu. Zabrałam z blatu swoją kawę i usiadłam na jednym z krzeseł przy stole. Zatopiłam usta w brzegu kubka.
- Kto powiedział, że kawa jest dla ciebie? - zapytał, zakładając ręce na piersi.
- No cóż... Już jest moja. - Wystawiłam język odpowiedzi, a ten tylko się zaśmiał. Usiadł na krześle obok, a do kuchni wszedł zaspany Mateusz. Nie zwracał uwagi na żadne przeszkody, typu krzesła, czy stół; Po prostu bardzo śpieszyło mu się do lodówki. Kiedy niebezpiecznie potknął się o jedną z nóg krzesła, a ja go podtrzymałam, otworzył leniwie jedno oko, obdarzając wzrokiem swojego przeciwnika. Czyli krzesło.
- Bo się zabijesz! - powiedziałam, a ten tylko wzruszył ramionami i znów ruszył do lodówki.
- Dzień dobry - wysapał, otwierając drzwi. Stał tak przez kilka sekund, po czym z powrotem je zamknął. - Gdzie jest moje mleko?
- Wypiłeś wczoraj ostatnie - odpowiedział mu Artur i upił łyk swojej kawy. Kiedy Mateusz wymownie nie spuszczał z niego swojego wzroku, ten uśmiechnął się do perkusisty, kolejny raz biorąc kawę do ust.
- Ja mogę iść do sklepu - powiedziałam nagle, a ich oczy skierowały się na mnie.
- Daj spokój, ten leń na pewno sam sobie pójdzie - stwierdził Artur, uśmiechając się.
- Muszę jeszcze coś załatwić, więc... - urwałam, widząc wzrok mężczyzny. Wiedział o jaką sprawę mi chodzi. - nie ma sprawy.
Musiałam to wyjaśnić. Nie ważne, że od tego zależał mój związek z Grześkiem, ale chciałam mieć już to za sobą. Nie mogłabym żyć w kłamstwie, a zwłaszcza w świadomości, że on mnie zdradza. Do jego mieszkania doszłam po półgodzinie. Celowo nie zamawiałam taksówki, czy nie jechałam autobusem. Chciałam przemyśleć co mam mu powiedzieć. Śmieszne? Wtedy tak mi się nie wydawało.
Mieszkanie numer 56...
Stałam przed nim jakieś pięć minut wgapiając się w te głupie cyferki i walcząc sama ze sobą. Powinnam zapukać? A co potem? A jeśli zamiast Grześka w drzwiach pojawi się ta blondyna?
Zapukałam.
Odliczanie sekund do momentu kiedy otworzą się te cholerne drzwi było co najmniej dziwne, ale za bardzo denerwowałam się tą zaistniałą sytuacją.
Drzwi otworzyły się.
A w nich stanął mój najgorszy koszmar.
Na twarzy blondynki malowało się zdziwienie. Byłam bardzo ciekawa, czy wie, kto właśnie zakłócił jej spokój, odwiedzając ją. Patrzyłam na nią przez kilka chwil, kiedy przemówiła.
- Tak?
Jej nieco zachrypnięty głos przeszył mi bębenki uszne i wdarł się jeszcze głębiej. Oblizała malinowe usta i oparła się o drzwi. Na jej twarzy pojawiło się oczekiwanie.
- Zastałam Grzegorza?
Znowu zdziwienie. Czyżby teraz się domyśliła?
- Nie, nie ma go - odpowiedziała, coraz uważniej mi się przyglądając. - Coś przekazać?
- A kiedy wróci? - puściłam jej pytanie mimo uszu, zadając własne. Zdziwiłam się swoim zdecydowaniem.
- Jakieś piętnaście minut wyszedł na trening, więc myślę, że za godzinę powinien wrócić. Coś przekazać? - powtórzyła.
- Nie - powiedziałam stanowczo, czym znów zdziwiłam samą siebie. I nie tylko siebie, bo dziewczyna nieznacznie cofnęła się do tyłu. - A mogę wejść i na niego poczekać? Zależy mi na rozmowie z Grześkiem.
Wpuściła mnie.
Mieszkanie Boćka nie było zbyt wielkie, ale wystarczające by pomieścić dwie osoby. Blondynka zaprowadziła mnie do salonu, a ja usiadłam na wielkiej sofie. Dziewczyna wlepiła we mnie swoje zielone tęczówki.
- Może napijesz się czegoś? - zapytała, zapewne z grzeczności i uśmiechnęła się lekko. Pokręciłam głową, a blondynka usiadła obok mnie na sofie.
Następna godzina minęła nam podczas ciszy, którą z przyjemnością się delektowałam. Dało się słyszeć tylko nasze oddechy, mój miarowy i spokojny, a jej - szybki i nerwowy. W końcu dziewczyna wstała i odeszła ode mnie parę kroków. Wyciągnęła z kieszeni spodni komórki, ostatni raz spojrzała w moją stronę i zniknęła w drzwiach sąsiedniego pokoju. Po jakichś pięciu minutach wróciła do salonu.
- Zadzwoniłam do Grześka, zaraz powinien być - uśmiechnęła się lekko, po czym usiadła na miejsce, które wcześniej zajmowała.
Na Grześka nie trzeba było długo czekać. Po dziesięciu minutach usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, a po chwili do salonu wpadł atakujący. Na mój widok lekko się zmieszał, po czym do mnie podszedł. Usiadł na kanapie, a ja wstałam i spojrzałam na niego z góry.
- Dlaczego nie mówiłaś, że przyjedziesz? - zapytał, również wstając z kanapy. Teraz musiałam podnieść wzrok do góry, żeby przynajmniej popatrzeć na jego twarz. - Przyjechałbym po ciebie na dworzec.
- Tak się składa, że byłeś wtedy zajęty - odpowiedziałam, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Ten tylko się zdziwił. - W Kędzierzynie jestem od wczoraj.
Jeszcze większe zdziwienie.
- To dlaczego nie zatrzymałaś się tutaj?
- Grzesiek, widziałam was - nie wytrzymałam. Zacisnęłam mocno powieki, żeby łzy nie wydostały się na zewnątrz. Usłyszałam tylko dźwięk zamykanych drzwi.
Gdy otworzyłam oczy, w pokoju blondynki już nie było. A wyraz twarzy mojego chłopaka mówił wszystko.
- Przepraszam - wydusił z siebie ledwo, a ja prychnęłam. - Lenuś, nie chciałem, na prawdę!
- Gdybyś nie chciał, to byś tego nie zrobił, Grzesiek! - krzyknęłam, po czym znów zamknęłam oczy. Z tym teraz, że łzy wylewały się z moich oczu strumieniami.
- Myślisz, że łatwo mi jest tu, samemu?
- Mi przecież też nie było łatwo - wyszeptałam, nadal nie otwierając powiek. Nie chciałam teraz na niego patrzeć. Teraz, ani nigdy więcej. - Ale nigdy bym cię nie zdradziła!
Nie wiedział co odpowiedzieć. Spojrzałam na niego. Widać, że bił się z myślami.
- Jeśli chciałeś to zakończyć, to mogłeś mi powiedzieć - rzekłam po chwili, przełamując ciszę, jaka między nami nastała.
- Wiedziałem jak zareagujesz... Było mi ciężko.
Zabolało.
- Więc... Już możesz zdjąć ten ciężar ze swoich barków, bo chętnie cię w tym wyręczę... To koniec - powiedziałam tym samym stanowczym tonem, co jeszcze przed kilkunastoma minutami rozmawiałam z blondynką.
Popatrzyłam na niego.
Już chciał coś powiedzieć, ale czując, jak nakotłowane we mnie emocje chcą jak najszybciej wydostać się na zewnątrz, odwróciłam się na pięcie i w pośpiechu opuściłam mieszkanie Boćka.
Po piętnastu minutach wróciłam do mieszkania. Czułam się okropnie. Przez całą drogę powrotną wylewałam z siebie hektolitry łez, nie zwracałam uwagi na innych przechodniów, co kilka razy było dla mnie zgubne. Ale nie przejmowałam się tym. Ważne było dla mnie teraz znaleźć się mieszkaniu Artura i Mateusza i zaszyć się w moim tymczasowym pokoju. Czując wielką ulgę, otworzyłam drzwi frontowe i wbiegłam do domu.
- Lenka, to ty? - usłyszałam z kuchni Artura. - Jak dobrze, że już jesteś, Mateusz męczy mnie już o to mleko i męczy... Kupiłaś...
Stanął w drzwiach i widząc w jakim jestem stanie, osłupiał. Szybko podbiegł do mnie, a po chwili utonęłam w jego uścisku.
- Lenka, nie przejmuj się - powiedział. Poczułam jak jego ręka gładzi moje włosy. - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
Mocniej zacisnęłam ręce w jego pasie, bojąc się że zaraz mi ucieknie. To niewyobrażalne, jak teraz potrzebowałam czyjejś bliskości. Przyjaciela, znajomego, lub nieznajomego... Nieważne. Musiałam wiedzieć, że ktoś przy mnie jest.
- Dziękuję - szepnęłam, odklejając się od mężczyzny. Na pewno wyglądałam teraz okropnie, więc nie miałam zamiaru, żeby ktokolwiek mnie tak oglądał. Uśmiechnęłam się do niego krzywo, po czym udałam się do pokoju.
Od razu położyłam się na łóżku i wybuchnęłam gorzkim płaczem.
Po niecałych pięciu minutach zasnęłam.
Obudziłam się dopiero, gdy do drzwi pokoju ktoś lekko zapukał. Nieco zdezorientowana, mruknęłam coś niezrozumiałego, a drzwi otworzyły się. Stanął w nich Artur.
- Już czujesz się lepiej? - zapytał, wpatrując się we mnie swoim brązowym i współczującym wzrokiem. Pokręciłam głową, znowu opadając na poduszki.
Chłopak wszedł do środka, zamknął za sobą drzwi i podszedł do łóżka. Usiadł na jego skraju, nadal mi się przyglądając.
- Jeśli nie chcesz tu być, nie musisz - powiedziałam po chwili ciszy, ale Artur tylko pokręcił głową. Znowu nastała cisza.
- Wstawaj - powiedział nagle. Podniósł się z łóżka i podszedł do drzwi. Kiedy posłałam mu pytające spojrzenie, ponaglił mnie. - Szybciej.
Nie miałam ochoty na nic. Zupełnie. Ale zastanawiało mnie, co też wymyślił mężczyzna, więc postanowiłam zrobić, jak kazał muzyk.
Gdy wyszłam z pokoju, naprzeciw ujrzałam Mateusza. Szczerzył się do mnie głupio, a ja coraz bardziej zastanawiałam się czy dobrze robię...
- Gdzie Artur? - zapytałam po chwili, gdy wyraz twarzy perkusisty nie uległ zmianie.
- Wyszedł - powiedział, wgryzając się w kanapkę. Wyszedł? Jak to? - Czeka na ciebie przed domem.
Dokładnie tak jak powiedział Mateusz - Artur czekal na mnie obok samochodu. Stał o niego oparty, a głowę miał odwróconą w moją stronę. Kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się szeroko.
- Co ty kombinujesz? - zapytałam, dochodząc do muzyka.
- Zobaczysz - odpowiedział, otwierając drzwi od strony pasażera. - Wsiadaj.
Po dziesięciu minutach jazdy dojechaliśmy do pobliskiego parku. Teraz moje zdziwienie sięgnęło apogeum. Nie sądziłam, że Artur może zawieźć mnie do... parku.
- Po co tu przyjechaliśmy? - zapytałam po chwili, gdy odpinał pasy. Popatrzył na mnie, po czym wyszedł z auta, nie dając mi odpowiedzi. Także wysiadłam z samochodu, a Artur skierował się do bagażnika z którego wyciągnął koszyk.
- Miałem ci nie mówić, ale Mateusz przygotował dla nas jedzenie - powiedział i zaśmiał się. - Ale cicho, to ja wszystko zrobiłem.
- Jakie jedzenie... Co... - urwałam, kiedy zignorował to i uszedł parę kroków. - Artur?
- No chodź - ponaglił mnie, a ja przewróciłam oczami. Chcąc nie chcąc, ruszyłam za mężczyzną.
Zatrzymał się na jakiejś polanie. Zatrzymał się w jej centrum, chwilę się zastanowił i pokiwał głową.
- Tak, tu będzie idealnie - mruknął.
- Idealnie? - zapytałam, nadal nie wiedząc po co Artur mnie tu przywiózł, po co mu ten koszy z jedzeniem i po co stoi na środku parku, szukając idealnego miejsca...
- Idealnie do pikniku - odparł, rozkładając wielki koc. Popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem, a Artur pokiwał głową. - Muszę jakoś odciągnąć cię od tego bagna...
- Więc postanowiłeś zrobić piknik? - zapytałam wciąż nie podejrzewając go o takie rzeczy. Zaśmiałam się w końcu a Artur otworzył koszyk; Znajdowało się w nim mnóstwo jedzenia. Nie no, Mateusz bardzo się postarał.
- No co? - zapytał, a po chwili nieco się zaczerwienił. - Nie chcesz, żebyśmy ci pomagali?
- Nie no - znowu się zaśmiałam, a Artur przewrócił oczami. - Tylko... Nie spodziewałam się po was czegoś takiego...
- Takiego, czyli jakiego?
- Nie ważne - ucięłam szybko, nie przestając się śmiać. Usiadłam na kocu i wskazałam na wolne miejsce.
- Stary, zaczekaj! - usłyszałem za sobą. Kiedy się odwróciłem, ujrzałem Gracjana zmierzającego w moim kierunku. Zatrzymałem się, czekając aż przyjaciel do mnie dojdzie. - Gdzie ci się tak śpieszy?
- Jakbyś nie zauważył, skończyliśmy lekcje - odparłem, a kiedy zdyszany chłopak do mnie dobiegł, ruszyłem dalej.
- Myślałem, że zostajesz na dodatkową matmę. - Wzruszył ramionami. Przeszliśmy cały korytarz i doszliśmy do szatni. Zabrałem kurtkę z wieszaka, Gracjan zrobił to samo. - Poszedłbym na jakieś piwo.
- A ja nie bardzo.
- Co z tobą?
Przewróciłem oczami.
- Czy zawsze jak nie mam ochoty na alkohol, to musi być ze mną coś nie tak? - zapytałem, a ten znowu wzruszył ramionami. - No właśnie.
- Ale zawsze chciałeś chodzić ze mną na piwo. - Chłopak podrapał się po głowie. - No cóż, chyba sam będę musiał pójść...
- Najwyraźniej.
- Panna nie w humorze? - zaśmiał się. - Ale nie dziwię ci się, gdyby mi Staszewski wlepił pięć pał na czysto, też bym się wkurzył...
- To już nie o to chodzi - powiedziałem, panując nad emocjami. - Ale dlaczego on uparł się na mnie? Mam nadzieję, że tego projektu mi nie obleje. Zuza za bardzo pracuje, żeby wszystko poszło na marne.
- Jesteś z Zuzką? - zdziwił się, a ja pokiwałem głową.
- Nie wiedziałeś?
- Nie - odparł, poprawiając plecak na ramieniu. - Mi Staszewski wcisnął tego grubego Gienka, co zawsze w ostatniej ławce siedzi. Kojarzysz?
- Tak, byłem z nim kiedyś w parze na biologii. - Przeszliśmy na drugą stronę ulicy, po czym skierowaliśmy się w prawo.
- Dlaczego mi nie mógł przydzielić kogoś normalnego? Gienek liczy, że ja zrobię wszystko za niego... Dobre sobie - prychnął. - Ile już zrobiliście?
- Dopiero początek, za tydzień mamy spotkać się i zrobić już większość - oznajmiłem.
Bardzo chciałem przyśpieszyć już czas, by wreszcie spotkać się z Zuzą. Owszem, w szkole widywaliśmy się często, zdażyło nam się nawet wczoraj zamienić jedno słowo, ale perspektywa pracy nad tym projektem bardzo mi się spodobała. Nie ukrywałem - liczyłem, że może Zuza coś do mnie poczuje...
- Ej, słyszysz mnie? - z letargu wyrwał mnie głos Gracjana. - Chłopie, nie bujaj tak w obłokach! Zakochałeś się, czy co?
- Może - powiedziałem bez namysłu, a dopiero po chwili dotarło do mnie, co zrobiłem, zanim ugryzłem się w język.
- Tak? - zapytał, wyraźnie uradowany. - Stary, to świetnie! Opowiadaj. Wszystko. Najlepiej ze szczegółami.
- Nie ma szczegółów - powiedziałem szybko. - I niczego nie będę ci opowiadał, nie sądzisz, że to moja prywatna sprawa?
- No nie bądź taki! - jęknął, ciągnąc mnie za rękaw. - Majki, opowiadaj! Ja zawsze mówię ci o nowej dziewczynie...
- Ja się o to nie proszę. - Przyśpieszyłem nieco kroku, mając nadzieję, że Gracjan sobie odpuści, ale chłopak ani o tym myślał. Przekląłem w duchu, że nie potrafiłem trzymać języka za zębami, albo chociażby w porę się w niego ugryźć. Byłem debilem.
- Znam ją?
- Nie.
- Znam.
- Skąd wiesz?!
- Aha, czyli znam! - krzyknął triumfalnie, a ja wzniosłem oczy ku górze.
- Gracek, daj sobie spokój - powiedziałem, czym go zdenerwowałem.
- Nie mów tak do mnie - warknął, a ja zaśmiałem się. Dobrze wiedziałem, że nie lubi jak go tak nazywam.
- A ty daj mi już spokój.
Chwała Panu, że dochodziliśmy już do mojego domu. Szybko otworzyłem furtkę i skierowałem się do budynku.
- Ale i tak się dowiem, co to za dziewczyna! - usłyszałem zza pleców Gracjana. Zaśmiałem się pod nosem i zniknąłem za drzwiami.
***
H3H3SZK!
Znów mi się podoba... Dziwne?
hahahah, Artur to wybawiciel cud ideał normalnie, tak dba o Lenkę a zna ją dwa dni(?)
OdpowiedzUsuńTo miłość!
Co za przygłup z Boćka, 'było mu ciężko' bożeeeee, naprawdę? No strasznie mi przykro z tego powodu, rly, mam nadzieje że się nie potknął i mu ten ciężar głowy nie przygniótł.
Jakim on wogóle prawem tak mówił? I jeszcze wziął sobie jakąś pustą blondynę z piszczącym głosem na dźwięk którego uciekają nawet nietoperze. Boże, dlaczego ja też jestem blondynką? Skaranie boskie. Gracjan taki fajny awwww Mikołaj też, podoba mi się pisanie z jego perspektywy. Ale Zuzy nie lubię :x
Wiesz, chciałabym żeby Lenka ożeniła się z Arturem i byli szczęśliwi, ale do opowadanie o Boćku więc pewnie Lena do niego wróci i zrani Artura :< kracz kracz kracz więcej... ;/
omfg wyobraziłam sobie Heldersa z zamkniętymi oczami wpadającego na krzesło w drodze do lodówki *-*
idę ochłonąć, lofky kisky hugsy czy co tam jeszcze
:*
Nie mów hihi, bo może ztym ślubem masz rację :D
UsuńJA SOBIE WŁAŚNIE TEŻ O TYM POMYŚLAŁAM, PISZĄC TO I CIESZYŁAM SIĘ JAK GŁUPIA HAHA ;X
<3
GRUBY GIENEK, hahahahahahahahhahahahahahahahaha, Borze, to chyba najbardziej zapamiętam sobie z tego rozdziału, jesu, kocham, haha ♥♥
OdpowiedzUsuńP.S. Nie no, w końcu się doczekałam mojego kochanego (!) Gracjana, ale widzę, że bardzo inteligentną z niego postać zrobiłaś, hihi (wyczuwasz ten sarkazm? XD). Bardzo jest kapliwy, jak mu Miki mówi o projekcie, który robi z ZUZĄ, a zaraz potem, że się zakochał, no to rzeczywiście trudno wywnioskować, kim jest ta jego wybranka...........................:D
A wracając do początku rozdziału: ej, serio?! Czyli jednak Marlena nie jest jego ciotką ani wujkiem? Kurde, byłam tak blisko... :CC A tak na poważnie, to jestem taka wściekła na Grześka, jak tylko można być wściekłym na postać fikcyjną (;o). Wspaniałą, WIERNĄ i piękną Lenkę zamienił na to wredne babsko... No dobra, wiadomo - trudno było mu się oprzeć pięknej Marlenie (Becca *---*), ale żeby od razu zdradzać?! Palant. I te jego tłumaczenia, pff...."Nie było mi łatwo samemu, ja nie chciałem, było mi trudno, blablablabla"... BRAK SŁÓW. Nie spodziewałam się tego po nim. Na miejscu Leny poszłabym na jakiś jego mecz i z trybun obrzuciła go jajkami, hihihihihi (plan idealny <3) XD. Ale naprawdę współczucie dla Leny. Nie wyobrażam sobie, jakby Jon zrobił mi coś takiego. Oo
No ale oczywiście do akcji wkracza najpozytywniejsza postać - kochany, utalentowany, przystojny, czarujący, brązowooki, szarmancki, pomocny, troskliwy, zabawny, czuły, cierpliwy, wyrozumiały, empatyczny (+ jeszcze milion innych pozytywnych określeń) Arturek. Wybawca się znalazł :DDD Nie no, respektuję jego zachowanie, ale albo mi się wydaje, albo chce się bardzo zbliżyć do Leny. Nie, na pewno mi się nie wydaje! Nie bez powodu wprowadzałabyś go do bohaterów ;) Już ja wiem, co ty kombinujesz :P Powtarzam to 4328718 raz, ale jednak mam rację. Miedzy Leną i Arturem coś się kroi!!! Inaczej chłopak nie troszczyłby się tak o nią i nią nie przejmował, a ona nie powtarzałaby na każdym kroku, jakie to ma piękne oczy i jaki jest przystojny, mvahahaha :3
P.S. Zaraz muszę zaglądnąć w bohaterów, bo czekam i się chyba nie doczekam w nich Mateusza!! :///////
A właśnie, czytając fragment komentarza koleżanki powyżej, uświadamiam sobie, że przecież na czele listy bohaterów widnieje Bociek, co oznacza (tak, to na pewno to oznacza!! ;d), że jest głównym bohaterem, więc tak szybko z tego opowiadania nie zniknie i zapewne będzie jeszcze wiele komplikacji na polu Bociek - Lena + w między czasie Marlena, haha. Aaa, no i Artur XD
Dobra dobra, ja nie gadam, tylko cisnę do bohaterów, chociaż znając ciebie nie ma tam Matiego... :/
loffki kisski misski <3
Gruby Gienek zrył mi psychę...
UsuńWyczuwam, bardzo! c; Może jest KAPLIWY ale nie chce tego po sobie poznać? Hihi, za parę rozdziałów wszystko się wyjaśni ^-^
No cóż, niestety się pomyliłas :c
Hihi, nic nie mówię w sprawie pana A. nie chcę nic wyjawiać :)
Jak mi znajdziecie odpowiednią dla niego piosenkę, to dam wam go do bohaterów :)
<3
Ale jeszcze za mało go opisałaś, żeby można było jakąś piosnkę mu wykminić :C Chociaż spokojnie - gupia caro wkracza do akcji!!! :))))
UsuńOch nie ma to jak przeczytać na zakończenie dnia, coś takiego pięknego a zarazem smutnego. Jak ja bardzo kocham twoje pomysły. chciałabym tak porostu stać się jednym z bohaterów tego cudownego opowiadania. Ech, najlepiej byłoby na choćby jeden dzień stać się np. Leną....
OdpowiedzUsuńBoże jest mi jej tak strasznie szkoda.... A Grzesiek, no chyba trochę przesadził, on takim sadystą, o fuj. nie no to się nie godzi.... jak dla mnie cała historyjka z Leną i Grzegorzem nie jest skończona, czegoś mi brakuje. Jak on mógł tak po prostu zrobić takie świństwo Lenie, no jak? Zdenerwował mnie.....
A Artur to cudo, staje się z dnia na dzień przyjacielem Lenki. Mimo, że jej nie zna pomaga jej, wspiera, czy może coś więcej chcieć?
Jejku jak bardzo, ale to bardzo chcę takiego kogoś poznać.....
jeszcze zostaje kwestia Mikołaja i Zuzy, szczerze nie jestem do tego zbyt przekonana, ona wydaje mi się być dość, ech dziwna? Sama kiedyś powiedziałaś mi, że za niedługo poznam jej inną stronę. Czyli już wiem, że ona będzie kombinować, nie będzie taka idealna, jak to sobie ubzdurał Mikołaj. Nie chcę by on przez nią cierpiał, ale pewnie tak będzie, to jest nieuniknione...
no i znów widzę taki piękny gif, powiedź czy aby na każdy dzień tygodnia, na każdy polski i wok aby nie jest inny? jednak jakoś czas trzeba sobie tam umilać, przecież u niej nie da się tak po prostu wysiedzieć, to jakieś koszmarne....
Całuje <3
Ściskam mocno :D
Pięknego? Nie przesadzaj? ;x
UsuńOj nie chciałabyś XD To, co przygotowałam na dalsze rozdziały na pewno cię przerażą i już nie będziesz chciała :c
'To się nie godzi', za dużo Karola, wiesz? XDDDD
Masz racje, te gify są na każdy inny WOK i polski, a mam ich jeszcze więcej! :D Także... hihihihihi <3
<3
Uwierz, mnie trudno przestraszyć, dziwne to chyba przez tą moją zrytą psychikę, co ja na to mogę poradzić, co?
Usuńa co do: "To się nie godzi", uwierz, strasznie lubię to zdanie....
hej :) zapraszam do siebie na "Niezręczność? Nienawiść? Złość?" w "Jesteś moim Chłopakiem z sąsiedztwa" http://jestes-moim-chlopakiem-z-sasiedztwa.blogspot.com/2014/02/niezrecznosc-nienawisc-zazdrosc.html
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :) Tęczowa :)
ojej, biedna Lena :C
OdpowiedzUsuńGrzesiu, tak nie można... Całe szczęście, że znalazł się przy niej Artur!
A Mikołaj... chyba ma przechlapane z tym nauczycielem, na serio. ;/
Może Zuza go chociaż pocieszy? ^^
♥