Przywykłam do skrzywionego grymasu
ukrytego za uśmiechem. Cóż,
nigdy byś się nie dowiedział.
Miałam wszystko, ale nie to co chciałam,
bo nadzieja była dla mnie miejscem nieznanym
i zaniedbanym.
ukrytego za uśmiechem. Cóż,
nigdy byś się nie dowiedział.
Miałam wszystko, ale nie to co chciałam,
bo nadzieja była dla mnie miejscem nieznanym
i zaniedbanym.
Przemierzałem właśnie duży hall, obładowany rzeczami Zuzi, która poprosiła mnie bym zaniósł je do szatni. Kiedy doszedłem do wielkiego pomieszczenia, gdzie zawsze nie pachniało zbyt dobrze, zawiesiłem na wieszaku jej kurtkę, reklamówkę z kilkoma jej podręcznikami i książkami, które musiała oddać do biblioteki, po czym znów przewiesiłem przez ramię jej torbę, a potem swój plecak i gdy miałem już wychodzić, zatrzymał mnie żeński głos.
- Pomagier pani Zuzanny? - Odbiło się od ścian szatni. Gwałtownie odwróciłem głowę i moim oczom ukazała się dziewczyna. Uśmiechała się kpiąco, po czym wstała z ławki, która stała przy ścianie. - Słyszałam, że na ciebie poleciała, ale nie sądziłam, że to prawda.
- A ty jesteś... - urwałem, zbity trochę z tropu.
- Kamila - powiedziała, podnosząc obie brwi do góry. - Chodzimy do jednej klasy. Przez kilka lat... - zaśmiała się, po czym spojrzała na mnie wymownie. - Już zmieniasz się w tego potwora.
- Nie mów o niej tak - warknąłem, a z Kamili gardła wydobył się jeszcze bardziej kpiący śmiech, niż dotychczasowy. - Nie znasz jej, nie wiesz jaka jest...
- Doskonale wiem - odparła, zakładając ręce na piersi. - I ty wkrótce też się przekonasz.
- Próbujesz mnie do niej zniechęcić? - zapytałem, badawczo przyglądając się rówieśniczce. Ta znów się zaśmiała, poprawiła torbę zawieszoną na ramieniu i przewierciła mnie swoimi wielkimi, brązowymi oczami.
- Skądże - odparła rozbawiona i bez słowa opuściła szatnię, zostawiając mnie samego.
Próbując zagłuszyć kłębiące się w mojej głowie myśli, także opuściłem pomieszczenie i udałem się pod salę trzydzieści dwa, gdzie zawsze mieliśmy matematykę. Dochodziwszy, ujrzałem Zuzę. Po chwili poczułem jak wiesza mi się na szyi.
- Co tak długo? - zapytała od razu, wyrywając mi z dłoni jej torebkę.
- Coś... - urwałem, wzrok kierując na Kamilę siedzącą na parapecie. Ta oczy wlepione miała we mnie. - mnie zatrzymało.
- Czy to coś było ważniejsze ode mnie? - Przyjrzała mi się podejrzliwie, a ja od razu potrząsnąłem przecząco głową. - To dobrze. - Pocałowała mnie.
Przeszliśmy na wolną ławkę i oboje na niej usiedliśmy.
- Znasz tą Kamilę? - zapytałem wreszcie. Blondynka posłała mi pytające spojrzenie, a moje oczy powędrowały ku parapetowi. Zuza westchnęła.
- Ach, ją - urwała. Przegryzła wargę, po czym usłyszałem jej dźwięczny śmiech. - To wariatka.
- Ale ją znasz?
- No tak, tak - powiedziała pośpiesznie, wyciągając z torby jabłko. - Pójdziesz je umyć?
Nie zareagowałem od razu. Wciąż wpatrywałem się w Kamilę jak zahipnotyzowany. To, że była wariatką, zauważyłem od razu. Ubierała się co najmniej dziwnie; teraz na przykład miała na sobie sukienkę do kostek, stary, czarny sweterek i przetarte sandały. Była wariatką, to było pewne.
- Mikołaj - usłyszałem i wreszcie spojrzałem na Zuzię. Ta z gniewnym wzrokiem próbowała wyczytać coś z mojej twarzy, ale na próżno.
- Pewnie - powiedziałem zakłopotany, wziąłem od niej owoc i ruszyłem ku łazience.
Uradowany spojrzałem na swoją klasówkę. Pięć plus. Przybiłem piątkę z Gracjanem, na którego kartce także widniała taka sama ocena.
Nie ukrywam, zawsze z matmy miałem dobre stopnie, nawet nie musiałem zbytnio uczyć się w domu. Wszystko zapamiętywałem z lekcji, a jeśli nie, pomagał mi Sam.
- Zaniepokoiły mnie jedynki z tak łatwego materiału - odezwała się wreszcie profesor Zakrzewska, patrząc na nas miłym i ciepłym wzrokiem. - Dlatego wymyśliłam pomoc koleżeńską.
Przez całą klasę przeszedł cichy szmer, a ja popatrzyłem na Gracjana. To by oznaczało, że obaj mielibyśmy douczać tych głąbów. Świetnie.
- A co z tobą, Kamilko? - zwróciła się do dziewczyny, która zazwyczaj siedziała w pierwszej ławce. - Zawsze miałaś dobre oceny.
- Geometria nigdy nie była moją mocną stroną. - Skrzywiła się, a profesorka uśmiechnęła się do niej.
- Dlatego pomoże ci w tym Mikołaj - powiedziała pełna entuzjazmu i zwróciła się ku mnie. A mnie zatkało. - Mikołaj się zgodzi, prawda?
Potrząsnąłem lekko głową, raz przecząco, raz potakująco, aż w końcu wykrztusiłem.
- Tak... Czemu nie.
Kiedy matematyka się skończyła, spakowałem książki do plecaka i ruszyłem do drzwi. I gdy wyszedłem z klasy, zatrzymał mnie głos. Jej głos.
- Wiem, że się cieszysz - powiedziała Kamila. Stała oparta o ścianę i spoglądała na mnie.
- Z czego? - zapytałem, ale dokładnie wiedziałem o co jej chodzi. Prychnęła i powolnym krokiem ruszyła ku mnie. Przełknąłem głośno ślinę. Bałem się jej. Na prawdę. Ta sukienka, ten sposób bycia, ten przeszywający, piwny wzrok... To wszystko sprawiało, że wyglądała jak wiedźma.
- Ze wspólnej nauki. - Przystanęła, gdy była już bardzo blisko. Bardzo, bardzo blisko. Dzieliły nas milimetry. Kamila spojrzała mi w oczy, szeroko się uśmiechnęła i wreszcie mnie wyminęła.
- Co od ciebie chciała? - teraz usłyszałem Zuzę, która śmiałym krokiem przemierzała korytarz. Po chwili poczułem jej truskawkowe usta na swoich, po czym spojrzała mi głęboko w oczy.
- Nie wiem... - wymamrotałem. - Nic chyba...
- Ale z nią rozmawiałeś, prawda? - przeszyła mnie wzrokiem. Złapała mnie za rękę i ruszyliśmy przed siebie. - Muszę jeszcze iść do tej cholernej biblioteki... A jestem taka głodna... - Ostentacyjnie złapała się za brzuch i skrzywiła twarz w nieskrywanym grymasie. - Majki, mógłbyś tam pójść? Mam parę książek do oddania...
- Jasne - odparłem, po czym uradowana Zuzia dała mi buziaka w policzek i ruszyliśmy do szatni.
- Współczuje ci, na prawdę - odezwała się Zuza, kiedy zakładałem na jej tułów kurtkę. - Ta Kamila jest serio kopnięta.
- A jak dobrze ją znasz? - zapytałem.
- Jeszcze za czasów przedszkola byłyśmy przyjaciółkami - powiedziała, podając mi reklamówkę z lekturami. - Ale szybko zorientowałam się, że to dziwaczka.
Ostatni raz posłała mi współczujące spojrzenie i pożegnaliśmy się.
* * *
Już od piętnastu minut ściskałam w dłoni telefon, z nadzieją, że Ingrid w końcu do mnie oddzwoni. Zostawiłam jej około dziesięć wiadomości, a na sekretarkę nagrałam się nie więcej niż dwadzieścia. Czułam, gdzieś głęboko, że z moją przyjaciółką dzieje się coś niedobrego.
- Na pewno jest zajęta - mówił wtedy Artur, kiedy zdenerwowana, raz po raz wybierałam numer Ing.
- Albo porwali ją kosmici, uuuuuuuuu - zahuczał Mateusz, robiąc przy tym wielkie oczy. I gdyby mój wzrok mógł zabijać, na pewno Mati leżałby już głęboko pod ziemią. Niestety zadowoliłam się tylko tym, że Artur uderzył go w ramię.
- No już nie wolno pożartować? - zapytał, rozmasowując obolałą część ciała. - Rozluźnić atmosfery?
- Sądzę, że tu nie ma z czego żartować - mruknęłam, bez żadnych emocji wgapiając się w ekran telefonu. - Chyba powinnam pojechać do Częstochowy... Odwiedzić ją, dowiedzieć się, co jest nie tak...
- Sama? - zapytał Mateusz. - To chyba zły pomysł. Tyle teraz tych bandytów, złodziei, chuliganów...
- Jakbym słyszała swoją babcię - zaśmiałam się głośno.
- Ale ja cytowałem swoją - odparł, wzruszając ramionami. - Chętnie bym cię odwiózł, ale wiesz... - skrzywił się. - Praca...
- Więc Artur mnie zawiezie - powiedziałam, a sam zainteresowany otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. - No daj spokój, chyba umiesz jeździć samochodem, tak?
- On nawet na rowerze nie umie - powiedział Mateusz i tym razem zrobił unik, kiedy ręka jego przyjaciela niebezpiecznie kierowała się ku niemu.
- Lubię ten zespół - powiedziałam, kiedy po przeszukaniu całego samochodu Artura, w ręce trafiła mi płyta Arctic Monkeys, Humbug. Szybko włączyłam ją do odtwarzacza, a na cały samochód rozbrzmiało My Propeller.
- Mateusz wciąż ich słucha - odparł. - Ja uważam, że mają za słaby wokal...
- No wiesz co? - oburzyłam się, wsłuchując się w słowa piosenki.
Na miejsce dojechaliśmy po kilku godzinach. Artur zaparkował samochód przed blokiem, gdzie mieszkała Ingrid.
- Wejść z tobą? - zapytał, a ja potrząsnęłam potakująco głową. Oboje wyszliśmy z auta.
Szczerze mówiąc, bałam się, co mogłam zastać w jej mieszkaniu. Od kilku dni nie dawała znaku życia, nie odpowiadała na moje smsy, więc to normalne, że od razu w mojej głowie kłębiły się tylko i wyłącznie negatywne myśli.
Stanąwszy przed drzwiami jej mieszkania, miałam mieszane uczucia. Szybko jednak zadzwoniłam dwa razy dzwonkiem, po czym oczekiwałam aż Ingrid nam otworzy. Tak się jednak nie stało.
- Może powinniśmy pojechać do jej pracy? - zaproponował mężczyzna, a ja pokiwałam głową. Bo jeśli nie ma jej w domu, to gdzie tak na prawdę była?
Ing pracowała jako kelnerka w jednej z pobliskich restauracji. Nie musieliśmy nawet wsiadać z powrotem do samochodu, a droga pieszo zajęła nam około pięciu minut.
Kiedy weszliśmy do środka, od razu zaczęłam szukać wzrokiem blondynki, jednak tutaj też jej nie było. Przy jednym ze stolików dwoje młodych ludzi obsługiwał jeden z kelnerów. Bez zastanowienia podeszłam do niego, akurat gdy ten odchodził.
- Przepraszam - zatrzymałam go, a ten wlepił we mnie swoje ciemne tęczówki. - Jesteśmy przyjaciółmi Ingrid... Jest w pracy?
- Nie, nie ma jej - odparł, wzruszając ramionami. - Od ponad tygodnia.
Wstrzymałam oddech. Teraz już byłam pewna, że mojej przyjaciółce przydarzyło się coś złego. Tylko co?
- Wszyscy się zastanawiamy, dlaczego nie przychodzi - chłopak znów się odezwał. - Szef jest wściekły, bo nawet nie wzięła urlopu, a nie można się do niej dodzwonić. Tak przy okazji, jestem Bruno. - Wyciągnął ku mnie dłoń, a gdy ją uścisnęłam, skierował ją ku Arturowi.
- Lena, a to Artur - odpowiedziałam.
- Byliście u niej w domu? - zapytał, a ja pokiwałam głową.
- To znaczy, nie otwierała nam. - Przełknęłam głośno ślinę. - Bruno... pojechałbyś z nami? Muszę dowiedzieć się, co z nią nie tak... To dla mnie ważne.
Bruno na chwilę się zamyślił, jednak po kilku sekundach odpowiedział :
- Pewnie. Dajcie mi tylko dziesięć minut.
Ale nie musieliśmy na niego długo czekać, bo wrócił do nas po niecałych pięciu minutach. Uśmiechnął się lekko i ruszyliśmy do wyjścia.
Po kilku chwilach z powrotem staliśmy przed drzwiami mieszkania Ingrid. Zadzwoniłam kilkakrotnie dzwonkiem, ale nadal nikt nie otwierał.
- Ingrid? Jesteś tam? - krzyknęłam, uderzając pięścią o drzwi. Nadal nikt się nie odzywał.
- Ing? - odezwał się Bruno i także pukał do drzwi. Zauważyłam, że trochę denerwował się całą tą sytuacją. - To ja, Bruno. Otwórz nam...
Po kilku sekundach oczekiwania i uderzania dłonią o drzwi, poddałam się i spuściłam wzrok. Niespodziewanie usłyszeliśmy dźwięk przekręcanego klucza, a po chwili w drzwiach zobaczyłam Ingrid. Kamień spadł mi z serca.
- Matko, dlaczego nam nie otwierasz? - zapytałam, wpadając do mieszkania.
- Nie słyszałam - odparła, wzruszając ramionami. - Spałam.
Zgromiłam ją wzrokiem, po czym mocno przytuliłam.
- Myślałam, że coś ci się stało - szepnęłam w jej ramię, a ta odwzajemniła uścisk.
- Nie - powiedziała, wypuszczając mnie z ramion. - Wszystko jest w jak najlepszym porządku. - I uśmiechnęła się kwaśno. Ja jednak wyczułam, że nie do końca Ingrid czuje się dobrze.
- Na pewno? - Przyjrzałam się jej dokładnie. - Jesteś chora? Bruno mówił, że od tygodnia nie chodzisz do pracy...
- Tak - powiedziała, przechodząc do kuchni. Spojrzałam na Artura, potem na Bruna i we trójkę przeszliśmy za nią. - Ale to tylko zwykłe przeziębienie.
Kiwnęłam głową, a Ingrid wyciągnęła z szafki trzy kubki i postawiła je na blacie stołu. Kiedy poprawiała grzywkę, jak to zawsze czyniła, rękaw bluzy zsunął się jej do łokcia, a ja zdębiałam. Nie dużo wyżej nadgarstka dziewczyny dostrzec można było trzy szramy, jakby blizny od żyletki.
- Ingrid? - zapytałam zaniepokojona, a Ingrid przeniosła na mnie swój nieobecny wzrok. - Możemy porozmawiać? W cztery oczy?
Nic nie mówiąc, przeszła do swojego pokoju, a ja udałam się za nią. Kiedy zamknęłam za sobą drzwi, podciągnęłam jej rękawy, a ta zdębiała.
- Lena! - krzyknęła, wyrywając mi się, po czym z powrotem zaciąga długi rękaw aż do palców.
- Tniesz się? - wyszeptałam, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie zobaczyłam.
- Nie, okej? - warknęła, a potem poprawiła włosy i spojrzała na mnie oszklonym wzrokiem. - Podrapał mnie kot.
- Ty nie masz kota - zmrużyłam oczy do granic możliwości.
- Znalazłam jakiegoś wychudzonego na ulicy i chciałam mu pomóc, ale właśnie wtedy mnie podrapał. - Usiadła na łóżku i oczy wlepiła w jeden punkt na ścianie. - Po kilku dniach nie będzie śladu, Lena. W ogóle jak mogłaś pomyśleć, że się tnę?
Westchnęłam głośno i usiadłam obok niej.
- Nie odzywasz się do mnie, nie odbierasz moich telefonów, nie otwierasz drzwi... A ty co byś pomyślała? Ing, ja się o ciebie martwię. - Objęłam ją ramieniem. - Na pewno wszystko jest okej?
Przez dłuższy czas zapadło milczenie. Wsłuchiwałam się w nasze miarowe oddechy, czekając na jakąkolwiek odpowiedź ze strony przyjaciółki. Ta nadal patrzyła się w stronę ściany.
- Tak, Lenko - odparła w końcu, prostując się. - W jak najlepszym.
* * *
Hej! :P
Jak po świętach? Ja, szczerze, wcale tych świąt nie czułam, a dni ciągnęły mi się tak samo, jak dni powszednie. Zauważyłam, że z wiekiem przestaję już oczekiwać na święta i w ogóle ich nie czuję.
A co do rozdziału, to... Pisany na szybko, wczoraj i dzisiaj. Nie powiem, że to jakieś mistrzostwo świata, ale najgorzej też nie jest.
+ Dzisiaj mocno ściskamy kciuki za Resovię <3 A nie mówiłam, że damy radę? (:
Ah tak, chciałabym jeszcze życzyć powodzenia naszym gimnazjalistom, którzy od jutra będą się męczyć na egzaminach. Jak ja się cieszę, że mam to za sobą hihihi *__* Ale na osłodzenie tych dni akurat macie mój rozdział. :D
Także no. Pozdrawiam wraz z Quinto hihi
(musiałam, oglądanie od nowa 1 sezonu AHS nie było zbyt dobrym posunięciem :3)
♥ ♥ ♥
PIERWSZO
OdpowiedzUsuńBoziuniu, jak ja nienawidzę tej całej Zuzki, grrr. Teraz już całkowicie obrzydziłaś mi Demi Lovato, srsly :C
UsuńOd początku wiedziałam, że z nią nie jest wszystko w porządku i że jej kolor włosów musi wpłynąć na jej zachowanie (wybaczcie, wszystkie blondynki świata!!). No i sprawdziło się... Ona tak cholernie wykorzystuje Majkiego, że aż momentami mi go żal, chociaż nie - sam się w to wpakował. Zamiast się jej oprzeć, poznać ją bliżej, posłuchać przyjaciela czy kogokolwiek, on dał jej się w jednej sekundzie okręcić wokół palca i zmanipulować. 'Majkiiiii...a idź tam, a idż tu, a zrób tamto, sramto, no pliiiiiiisss..." - już słyszę w głowie jej przesłodzony głosik i aż mi się rzygać chce. Że też on jeszcze z nią nie zerwał ;oo Niech robi to jak najszybciej, bo teraz na horyzoncie pojawiła się wspaniała Kamila, którą już kocham (nie, nie tylko ze względu na Taissę) ♥♥♥
Muszę ci powiedzieć, że jak opisałaś jej strój, to od razu na myśl mi przyszła Violet i te jej piękne sukienki i sweterki, omnomnomnom *---* Weź niech mi pożyczy jakieś ciuchy, bo już kocham jej styl! I jak padło z dziesięć razy słowo 'wiariatka' i jego synonimy, to na myśl mi przyszedł z kolei Tate, no i też Vio, która w gruncie rzeczy była trochę świrnięta, hihihi. Tak, cięcie się Ingrid (do czego przejdę później) również skojarzyłam tą sceną, kiedy Tate stoi w drzwiach od kibla i mówi do Violet, że 'robi to źle'. Love <3 I przyznam szczerze, że uwielbiam takie świrnięte postacie jak Kamila, i już się nie mogę doczekać, kiedy wysuniesz ją bardziej na pierwszy plan, no bo w końcu - tak, ja jestem tego pewna - Kamilka spodobała się Majkiemu, hihihihi :333
Swoją drogą, czy musiałaś dawać jej na imię Kamila??? Moja walnięta nauczycielka od geo tak ma na imię. Chociaż...obie walnięte - pasuje perfekto :D Tyle że ta nauczycielka, owszem, również zakłada sukienki do ziemi, ale do tego jakieś brązowe skarpetki/podkolanówki i trepowate buty ;oo
No i jest Bruno, hehs <3 Lofki. Czekałam na niego skrycie. I ta jego reakcja, którą zauważyła Lena, gdy Ing nie otwierała drzwi, mówi sama za siebie. Coś iskrzy ^^ Szkoda tylko, że w takich okolicznościach, kiedy Ingrid została strasznie skrzywdzona (przez dupka, którego imię nie przejdzie mi przez gardło/klawiaturę). Teraz będzie ciężko na rozwinięcie się między nimi jakiegokolwiek romansiku, na który ja tak czekam.
I, of kors, znowu Lena okazuje swoją głupotę (którą chyba zaraził ją Grzegorz <-- to skreślić ;x), i wierzy w tą bajeczkę Ingrid o kocie. No pls, kot, serio?? To już ja bym wymyśliła lepszą wymówkę... A tak na poważnie, to trochę się ty zmartwiłam, no bo nie dość, że Ingrid nie może nikomu o 'tym' powiedzieć, bo ją szantażuje ten DUPEK, to jeszcze teraz prawdopodobnie ucieka od problemu, dając sobie ukojenie CIĘCIEM SIĘ Oo To nie jest dobre wyjście, uwierz. Kamila ci coś o tym powie...:P
Niech ona powie wszystko najpierw przyjaciołom, jeśli boi się sama lecieć od razu na policję. Niech ona wyzna Lenie, co się wydarzyło, a na pewno jej choć trochę ulży i będzie jej łatwiej, kiedy brunetka będzie przy niej. Ja jej nie rozumiem. OK, szantaż szantażem, ale przecież gdyby poszła na policję, to oni od razu zrobiliby jakąś rewizję w domu TEGO DUPKA albo coś i znajdą te filmiki, a nawet jeśli nie, to on nie zdąży ich nigdzie udostępnić, bo go zapakują, oł jeaa. A ona się tak martwi... Wiem, łatwo powiedzieć, a pewnie na jej miejscu bym srała w gacie, ale jednak niech się dziewczyna zbierze, bo wiecznie nie będzie TEN DUPEK taki 'milusi' i wstawi ten filmik tak czy siak. Chociaż może to i dobrze (?). Oczywiście to będzie bardzo kompromitujące i wstydliwe dla Ingrid, ale wtedy będzie na niego dowód na policji i jeszcze jak blondynka doda zeznanie, że usłyszała od DUPKA, iż zabił własnego brata, to mają go z głowy i git.
Albo jeszcze inaczej: ja to bym na jej miejscu poszła do DUPKA i zaczęła go 'pokazowo' błagać, żeby usunął filmik, itd. i bym to wszystko nagrała na dyktafonik, żeby mieć pewność, iż policja mi uwierzy, no i proszę - po sprawie :3
UsuńDobra, bo znowu zaczęłam snuć jakieś głupie wizje i dawać rady fikcyjnemu bohaterowi, pff.
Ale na koniec nie mogę się powstrzymać od jeszcze jednego pomysłu: powinni zebrać się dwaj najcudowniejsi faceci pod słońcem (czyt. Bruno i Arti) i jako obrońcy kolejno swojej kobiety (tak, Ing jest kobietą Bruna) oraz przyjaciółki swojej kobiety (tak, Lena jest kobietą Artiego), powinni iść do TEGO DUPKA i skopać mu tą jego wielką dupę (tak, dupek ma wielką dupę, jestem tego pewna). Chociaż to trochę niebezpieczne, bo jeszcze przy OGROMNYM PECHU Arturek albo Bruniek (BRUNIEK XDD) dostaliby w buźki i by te ich piękne twarze stały się mniej piękne, a więcej opuchnięte. HAHAHA, jaka schiza.
W ogóle chciałabym zauważyć, że w tym komentarzu użyłam chyba 54392 razy caps locka, co nie jest dobrym objawem ;x
Aaaa i zapomniałabym: kocham Matiego, jego fartuszek, a od dzić też jego 'chamskie dowcipy' i dogryzanie Arturowi, i katastroficzne wizje losu Ingrid.
+ Artur/Alex słuchający samego siebie w radio i jadący swój własny wokal - zawsze spoko. Kocham twój mózg razy 7385932705790 <3
Pozdro, huehue
Jezuniu Wannerze
Usuń.
.
.
.
że też ci się chce czytać te pierdoły...............współczucie
P.S.53729579823: JungleJim4322@yahoo,com to ja, hihihihi :3
UsuńStrzeżcie się, niewierni gejowie serfujący po czatach i innych portalach, bo czyham na wasze nie-niewieście serca :DD
jak prosiłaś, informuję :) zapraszam na kolejny po małej przerwie :)
OdpowiedzUsuńhttp://jestes-moim-chlopakiem-z-sasiedztwa.blogspot.com/2014/04/podroz-przed-slubna-limanowa-zakopane.html
:)
OdpowiedzUsuńw końcu tu trafiłam. pierwsze wrażenie - super Bociek nadciąga. liczyłam że po tym opowiadaniu go polubię. ale na szczęście rozwój wypadków sprawił, że udało mi się nadal nie pałać do niego sympatią mimo że to moja ZAKSA. nie lubię ludzi takich jak Grzegorz w tym opowiadaniu. bardzo nie lubię. za to Artur jest kochany. słodki koleś. i pisze piosenki *.*
OdpowiedzUsuńMateusz to pozytywny człowiek. Majki.. coś będzie nie tak, prawda? ale nie chcę tego bo podoba mi się tak idealnie prawie. i ostatnie spostrzeżenie. nie wiem jak to zrobiłaś ale uwielbiam Kajetana. poryte uczucie.
czekam na następny rozdział. pozdrawiam :*