sobota, 15 listopada 2014

20. Part II.


Jaka szkoda, jaka szkoda,
Że wszyscy pozostajemy tak kruchymi i rozbitymi rzeczami
Piękno, na wpół zdradzone
Motyle z przedziurawionymi skrzydłami
Nadal są zaciemnione miejsca
Głęboko w moim sercu
Tam, gdzie dawniej było jaskrawe światło
Teraz jest niewielka iskra

Ingrid wiedziała, że popełniła błąd. Trzeba było zostać jeszcze kilka dni w domu - karciła się w myślach, wycierając blat jakiegoś brudnego stolika. Rozkojarzenie nie dawało jej szansy dla normalnego funkcjonowania, wciąć myślała o Kajetanie i o Brunie, którego przecież tak strasznie potraktowała. Chciała cofnąć czas. Przemieścić się w nim, ostrzec się jakoś... Powiedzieć Nie, Ingrid, nie ufaj temu bydlakowi. Nie bierz od niego tego napoju! Siebie musiała posłuchać, a wtedy nie miałaby tak ogromnych problemów z psychiką. Bo to wydarzenie niewątpliwie odcisnęło piętno w jej głowie i długo nie zniknie. Ot tak, puff, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Do tego pojawił się kolejny kłopot - spóźniała się jej miesiączka. W innej sytuacji Ingrid pomyślałaby, że to nic takiego, ale teraz to był wielki problem. A jeśli zaszła w ciążę? Na samą myśl robiło jej się niedobrze. Nie z samego faktu, że nosiłby w sobie dziecko, ale dlatego, że to dziecko byłoby Kajetana. Osoby, której tak szczerze nienawidziła.
- Ingrid, dobrze się czujesz? - z letargu wyrwał ją kobiecy głos. Dziewczyna uniosła głowę i ujrzała swoją koleżankę z pracy - Dagmarę. Ta uśmiechała się do niej sympatycznie, świdrując ją swoimi niebieskimi, zatroskanymi oczami. Kiedy Ingrid zrobiła zdziwioną minę, ta zaśmiała się cicho. - Czyścisz ten stolik już dobre piętnaście minut.
- Ah, tak - odparła, zaprzestając czynności. Uśmiechnęła się lekko, ale widząc ten nieznaczny, aczkolwiek wymuszony uśmiech, Dagmara spojrzała na nią podejrzliwie.
- Coś się stało? - zapytała.
- Nie, nic - odpowiedziała szybko blondynka, siląc się na jeszcze sztuczniejsze podniesienie kącików ust. Kiedy Dagmara nie ściągała z niej swojego wzroku, Ingrid westchnęła. - Tylko źle się czuję. Po prostu.
- Coś długo cię ta choroba trzyma - zauważyła jej koleżanka.
- Tak, masz rację.
- To może powinnaś się zwolnić?
- Nie, to wykluczone - powiedziała Ingrid. - Siedziałam już na urlopie tyle czasu, że szef nie pozwoliłby mi na kolejne wolne.
- Jeśli byś z nim porozmawiała, sądzę, że by się zgodził. Tu chodzi o twoje zdrowie.
- Przejdzie mi, na prawdę - odparła i udała się do kolejnego stolika, zostawiając Dagmarę samą.
W innych okolicznościach, oraz na inny temat bardzo chętnie by z nią porozmawiała, niestety, dzisiaj ten temat jej nie leżał.
Teraz potrzebowała Lenki, która sprowadziła ją na ziemię, postawiła do pionu i kazała walczyć o Bruna oraz pozbyć się Kajetana. Tyle, że Lena o ten sprawie nie wiedziała i Ingrid jest pewna, że nigdy się nie dowie.
Zebrała brudne naczynia z blatu i przeniosła je na tył restauracji, gdzie znajdowała się kuchnia i zmywak. Zostawiła je w zlewie i za chwilę wzięła kolejne zamówienie. Zanosząc je, ponownie się zamyśliła. Powróciła na ziemię dopiero po tym, jak wpadła na pewnego mężczyznę, a zamówione jedzenie jednego z gości wylądowało na podłodze. Zaklęła pod nosem.
- Bardzo pana przepraszam - powiedziała, gorączkowo zbierając resztki kurczaka i warzyw. Mimo tego, że starszy mężczyzna zapewniał, że nic się nie stało, ona miała okropne wyrzuty sumienia. Nic jej dzisiaj nie szło, była rozkojarzona, a to wszystko przez jednego, nic niewartego typa.
Zapewniła gościa, że dostanie posiłek na koszt firmy, tak samo, jak poszkodowana kobieta, która nie dostała swojego kurczaka i ponownie przeszła na zaplecze.
Ściągnęła ten niegustowny, ciemno różowy fartuszek, w którym musiała chodzić w pracy i ukryła twarz w dłoniach. Potrzebowała wolnego, ale nie teraz. Teraz powinna wziąć się w garść.
Niezdecydowana, znów ruszyła w stronę wejścia na główną salę, ale w tym momencie natknęła się na Bruna. Ten spojrzał na nią zaskoczony, lecz w tej samej sekundzie odwrócił się na pięcie ruszył w przeciwnym kierunku.
- Zaczekaj! - wyrwało się z gardła Ingrid. Zdziwiła tym samą siebie, ale był to odruch - w głębi duszy tak na prawdę chciała z nim o tym wszystkim porozmawiać. Pytanie tylko, czy on chciał?
Najwyraźniej nie, bo nawet się nie zatrzymał. Zdenerwowana Ingrid ruszyła za nim, ale momentalnie się zatrzymała. Nawet gdyby doszłoby do rozmowy, co by mu powiedziała? Że jej przykro? Tak, właśnie to. Tylko, że Bruno by jej nie uwierzył. Nie po tym, jak go potraktowała.
Resztkami sił wróciła po znienawidzony fartuszek i ponownie założyła go na ciało. Wzięła trzy wielkie wdechy i wróciła do pracy.

Lena wytrwale siedziała przy łóżku nieprzytomnego Artura. Czuła się winna. Przez nią mężczyzna ponownie wpadł w depresję i co najgorsze - próbował się zabić. Nie chciała tego, owszem, ale nie potrafiła znieść jego humorów. Teraz wie, że powinna z nim zostać, ale już nie jako partnerka.
- Jedź do domu, ja z nim zostanę - usłyszała za sobą głos Mateusza. On również był wyczerpany całą tą sytuacją i podobnie jak Lenka się o nią obwiniał. Ale nie on był winien. Mateusz chciał jak najlepiej.
- Nie - odpowiedziała cicho Lena. Zaschło jej w gardle od ciągłego płaczu i nie potrafiła wydobyć z siebie normalnego głosu.
- Jesteś pewna? Wyglądasz na wyczerpaną. Na prawdę, jedź... Ja tu zostanę. - Położył rękę na jej ramieniu, co miało oznaczać, że ją wspiera. Wiedziała o tym. - Nie możesz się tak przemęczać.
- Owszem, mogę. I będę, bo to przeze mnie Artur tu leży... pod tymi wszystkimi rurkami, aparatami i nieprzytomny... A jeśli coś się stanie?
- Jeśli Artur się wybudzi natychmiast cię powiadomię.
- Nie mówię o tym... A jeśli on...
- Przestań - skarcił ją. - Artur z tego wyjdzie. Mimo wszystko jest silny. Nie poddaje się tak łatwo.
Lena ponownie spojrzała na bladą jak prześcieradło twarz muzyka. Wyglądał tak, jakby spał spokojnie i miał się już nigdy nie obudzić. Dziewczyna wyobraziła sobie, jak za chwilę do sali wejdzie pielęgniarka i odepnie od jego ciała te miliony kabelków, a lekarz obwieści im złe nowiny.
- Słyszysz? Lena...
Ale Lena nie słuchała, bo powieki Artura poruszyły się nieznacznie, a palce zacisnęły na pościeli.
Dziewczyna zadrżała.
- Mateusz... Biegnij po lekarza...
Pół godziny potem Lenka siedziała na jednym z krzeseł postawionych na korytarzu. Artur się wybudził. Teraz lekarze starali się dojść z nim do porządku, a ona czekała na jakiekolwiek wieści.
Mateusz chodził od drzwi sali Artura do końca korytarza, równie zdenerwowany sytuacją jak Lena.
Wreszcie starszy mężczyzna w białym kitlu wyszedł z sali i spojrzał na dwójkę przyjaciół.
- Jego życiu nie zagraża już nic poważnego - oznajmił i uśmiechnął się nieznacznie, poprawiając na nosie okulary. - Możecie państwo wejść do sali, ale prosiłbym pojedynczo... Pan Artur jest jeszcze osłabiony i powinien odpoczywać.
Ponownie posłał im szczery uśmiech i odszedł. Lena popatrzyła na Mateusza z niepokojem.
- Mam wejść pierwszy? - zapytał cicho. - Nie ma problemu, jeśli ci to przeszkadza, to...
- Nie - powiedziała stanowczo, po czym uśmiechnęła się przez lśniące od łez oczy. - Dam radę...
Wchodząc do sali serce łomotało jej jak szalone. Obawiała się, że za chwilę wyskoczy z jej piersi.
Artur oparty był o poduszkę i tępo patrzył w ścianę naprzeciwko niego. Wzrok miał nieobecny, a twarz, nadal blada, nie wyrażała żadnych emocji. Nawet, kiedy Lena była już w środku, nie przeniósł na nią swoich oczu, jakby w ogóle nie zauważył jej obecności.
- Artur... - powiedziała cicho, ale urwała, bo wielka gula zatrzymała jej słowa w gardle i nie przepuszczała ich dalej. On znów nie zwrócił na nią największej uwagi i nadal wpatrywał się w ścianę. Podeszła do jego łóżka i usiadła na małym krzesełku. Dopiero teraz Artur na nią spojrzał.
- Lenka - powiedział cicho, ale z nutką zachwytu w głosie. Uśmiechnął się delikatnie, nadal wpatrując się w jej twarz, a jego oczy powoli lśniły od łez. - Cieszę się, że wróciłaś... Że tu jesteś.
- Tak mi przykro - powiedziała cicho, czując się jeszcze gorzej, niż przedtem. Zawładnęły nią ogromne wyrzuty sumienia, lecz nie chciała by Artur to zauważył. Z powodzeniem, ponieważ sprawiał wrażenie, jakby kompletnie nie miał nikomu za złe swojego samopoczucia i depresji.
- Nie nie mów Lenko. - Złapał słabą dłonią jej rękę i ucałował. Znów uśmiechnął się lekko i spojrzał jej w oczy. - Teraz już nic nie ma znaczenia...

1 komentarz:

  1. jeju jeju jeju nawet nie wiesz jak dziekuje! widocznie twoja wena wziela sobie do serca co mialas jej ode mnie przekazac i ruszyla dupsko ;)
    tak mi szkoda Ingrid, powtarzam sie, ale uwazam ze powinna z kims o tym porozmawiac, a ten ktos (czyt. Lena) kopnie ja w tylek i zglosza to na policje
    ten bydlak nie moze sobie tak z nia pogrywac, a do tego jeszcze... co jeslo naprawde jest w ciazy? powinna o tym porozmawiac z Lena, na sto procent spadlby jej kamien z serca
    a co do Artura... jak tylko mu sie polepszy, licze ze Mateusz i Lena spuszcza mu wpierdol, bo takich rzeczy sie zwyczajnie nie robi
    mam nadzieje ze im wszystkim sie ulozy, no i ze twoja wena przestanie sie zacinac :D
    kc ❤

    OdpowiedzUsuń